Uskok Tarkovskiego



   Zrobiliśmy to po raz drugi.

   Druga sesja Deathwatcha nadal była dla mnie formą wprowadzenia do systemu. Do dwóch już znanych braci w chapterze (czyli Anselma, szturmowca z Black Templars odgrywanego przez Drzewca i tacticala Tyhousa z Blood Ravens prowadzonego przez Julka) dołączyło dwóch zupełnie nowych graczy: Zaran (nie mogąc zdecydować się na konkretny zakon oddał to zadanie kostkom, które przyodziały jego bohatera Marcusa Greena w habit Dark Angels; Marcus został Aptekarzem) i Jacoleko, który z miłości do Tyranidów, którymi gra w bitewniaku postanowił swój prawy naramiennik pomalować ultramaryną (Ultrasi są ostatecznie arcywrogami tyrków). Tactical Jacoleko otrzymał imię Aquantus.

   Tym razem posłużyłem się samoróbką. "Uskok Tarkovskiego" to bezpośrednia kontynuacja "Extraction". Wymyśliłem sobie, że do ciągle jeszcze orbitującej nad Tantalusem fregaty Thunder`s Word dotarł przekaz od nadal żyjącej pani gubernator, jej ekscelencji Charlotty Grimes. Grimes bardzo, bardzo chciała przeżyć, a na Tantalusie był to cel coraz trudniejszy do osiągnięcia. Pomijając Tyranidów z floty Dagon, którzy opanowali już 89% powierzchni księżyca, na pozostałym terenie wybuchła rebelia straceńców, którzy uznali, iż Niszczące Potęgi mogą jeszcze pomóc im przetrwać. Gubernator miała jednak plan. Wiedziała, że Imperium odpuściło już sobie ten teatr wojenny, wiedziała jednak również, że Straż Śmierci jeszcze niedawno miała na orbicie swoją jednostkę bojową. Najważniejsze: wiedziała również, jaka jedynie informacja może przykuć uwagę Astertes w czerni. Na terenach kontrolowanych jeszcze przez Grimes znajdował się gigantyczny uskok tektoniczny (eponimiczny dla przygody). Umieściła tam kilkadziesiąt ładunków termojądrowych i nadała w przestrzeń wiadomość, że może je zdalnie zdetonować, powodując tym samym kolosalną katastrofę która zniszczy dużą część tak cennej dla Tyranidów biomasy.

   Warunek: Deathwatch ewakuuje z księżyca ją i jej syna.

   Przygoda miała prostą strukturę. Po wylądowaniu przy willi Charlotty Kill-Team postawiony został przed alternatywą. Gubernator w międzyczasie ruszyła na północ, w poszukiwaniu swego należącego do lokalnego PDF syna, który zaczął bawić się w paladyna i ruszył z odsieczą odległemu o 20 km sierocińcowi (drużyna miała ruszyć tam za nią). Z drugiej strony, spotkany w willi członek AdMechu (Rost) zaproponował dyskretnie, że mogą ruszyć w zupełnie inną stronę, gdyż niedaleko znajduje się stacja przekaźnikowa, z której może odpalić zdalnie ładunki bez pomocy Charlotty. Chłopcy wykazali się typową dla nadludzi bezdusznością i postanowili zignorować ratującą sieroty rodzinę Grimes (jeśli dobrze pamiętam, oponować próbował jedynie Tyhous). W efekcie Kill-Team względnie szybko osiągnął podstawowy cel misji, ścierając się przy okazji z Lictorem (mordercza bestia, w pierwszym ataku znokautował Aquantusa, jego odskoki i kolejne szarże z ukrycia naprawdę szarpały drużynie nerwy, ostatecznie jednak dopadła go seria 3 kolejnych nieprawdopodobnych pudeł i pociski Hellfire wespół z chainswordem Anselma położyły go trupem).

   Po raz pierwszy przetestowałem mechanizm hordy. Obudowałem go dodatkowo pewnym wynalazkiem. Otóż uznałem, że na koniec przygody dojdzie do starcia z nacierającą grupą Hormagauntów. Jej wielkość wyznaczyć miał czas przygody. Na początku przygotowałem sobie klepsydrę, każde jej przesypanie dodawało 1 do magnitude tyranidzkiej hordy. Gracze nie wiedzieli, o co chodzi, co dodało sesji dodatkowego smaczku rosnącego zagrożenia (horda osiągnęła ostatecznie magnitude 25, czyli niezbyt duży). Nie należę do mistrzów gry, którzy rozpalają świece i rozrzucają liście po podłodze, ale takie drobne wrzutki też robią sporo dobrej pracy.

   A przynajmniej mam taką nadzieję.

Komentarze

Popularne posty