Hexenjagd: krwawa kontrofensywa

     Mój forumowy sandbox trwa, idąc swym leniwym, powolnym rytmem. Gdy opisana wcześniej próba eksploracji starożytnych ruin załamała się na pierwszym starciu z ghulami, drużyna postanowiła wracać do Styrtii po nowy zaciąg najemników. W ich głowach gorzała żądza odwetu.
     Drużyna uszczupliła się o jednego gracza i obecnie wyglądała tak:
  • Karl: wojownik grany przez Julka (S 6, Zr 8, W 7, Int 10, M 14, Ch 9, HP 6)
  • Cirnis: złodziej grany przez Zarana (S 17, Zr 15, W 9, Int 8, M 8, Ch 11, HP 4)
  • Tautilus: mag grany przez Drzewca (S 7, Zr 11, W 5, Int 14, M 8, Ch 8, HP 2)
     Do tego towarzyszył im jeden BN (Vraddi, krasnolud który w ogóle sprokurował całą tę eksplorację) i czterech najmitów, stanowiących swego rodzaju alty bohaterów głównych.

     Droga powrotna do miasteczka upłynęła spokojnie, jeśli nie liczyć znalezienia kapliczki Rhyi, której Cirnis ofiarował jedną ze swych monet. Na miejscu okazało się, że większość drużynowych pieniędzy pozostało przy martwym Castigatorze... więc aby cokolwiek uzyskać, musieli naprawdę mocno oszczędzać. Do tego stopnia, że postanowili nawet nie wchodzić do karczmy. Biwakowali pod murami. Tak oto marzenia zderzyły się z rzeczywistością...

     W Styrtii mieszkał mag Heinrich Teufelfreund i Cirnis kupił u niego dla swego magicznego alta Carnisa magiczny pocisk (przy okazji ironizując na temat mocy JEDNEGO takiego czaru rzucanego dziennie). Udało się też nająć trzech straceńców, których nie przestraszyli nocujący pod miastem włóczędzy: krasnoludzkiego marynarza Borduna Zornssona i służącego Rolanda Kierhofa (przy okazji wykorzystałem pomysł dany kiedyś w komentarzach i stworzyłem tabele losowania najmitów oparte o tabele bohaterów z WHFRP 1 ed.).

     Powrót do podziemi przyniósł krótki comic relief. Niedaleko zamaskowanego wejścia napotkali czochrającego się, zajętego sobą zwierzoczłowieka. Tautilus postanowił całkowicie odrzucić uprzedzenia rasowe i podszedł do niego pytając o zamiary. Zanim ten zdążył mu artykułowanie odpowiedzieć, strzały bardziej uprzedzonych towarzyszy położyły autochtona trupem.

     Eksploracja podziemi odpaliła niezwykle sprawnie. Drużyna znała już wejściową sekcję całkiem nieźle, więc dotarcie na miejsce poprzedniego starcia z ghulami okazało się dla nich drobnostką. Zmasakrowane ciała martwych towarzyszy dodały im wigoru (wcześniej wylosowało mi się, że głodne ghule tak zachłannie pożywiały się ich kosztem, że nie wstali oni już ponownie; swoją drogą... dziwne byłoby to uczucie...). Początek był zachęcający: strzały raniły, Bordun opancerzony na czwartym poziomie tankował...

     Tankował? W Labyrinth Lord?

     Zornsson umarł. Chwilę później umarł Tauron, najmita Tautilusa. Ghule też, ale te kolejne zgony odebrały drużynie rezon. Postanowili odwrót, by zastanowić się nad ciągiem dalszym na powierzchni. I odwrót nie był już spokojny: nadziali się na osiem szkieletów, które zdołały zabić jeszcze Rolanda Kierhofa. Gdy przyjaciele wyszli wreszcie na powierzchnię dźwigając SZEŚĆ trupów, prawie nikt już nie chciał wracać.

     Morr nie nadąża z przyjmowaniem gości.

Komentarze

Popularne posty