Szaleńcy z Gotheim: Monstrum

 

     Łowcy Głów po raz drugi (i ostatni) zmierzyli się z szaleństwem, które ogarnęło osadę Gotheim. Szósta przygoda kampanii w WFRP4 była wyścigiem z czasem.

     Podczas poprzedniej sesji drużyna zdemolowana została przez ogarniętych szaleństwem wieśniaków z Gotheim. Flisak Janusz (Jacoleko) został sprowadzony niemal do zerowej żywotności, a krasnoludzki paser Taughmir (Tomek) częściowo stracił władzę w jednej z nóg po naruszeniu ścięgna przez zęby jednej z miejscowych chłopek. Łowców uzupełniali względnie nienaruszeni Aleksander (kislevski doker, Balista) i Gottschalk Scheller, kapłan Ulryka grany przez Drzewca

     Na początku dzisiejszej sesji bohaterowie dokładnie obejrzeli sobie dymiące ruiny po Gotheim. Na tyle dokładnie, że Taughmir Ironhand zaproponował obejście miasteczka jak najdalej tylko można (i jego prowizoryczne kule pozwolą). Jego pesymizm pogłębił się w momencie pojawienia się Dragona, studenta z Nuln który ukrywał się w pobliskiej brzezinie - opowieść Dragona o wielkim stworze który spadł z nieba i zgruchotał palisadę nie wsparła ducha bojowego jedynego krasnoluda wśród Łowców. Tym niemniej przeważyło zdanie Gottschalka: najpierw rekonesans, potem ewentualna ucieczka.

     Okazało się, że w środku są głównie ruiny i zwłoki. W całości były jedynie cztery budynki: chata cyrulika (gruntownie rozszabrowana przez moich chłopców), kuźnia, gospoda i świątynia Sigmara. W kuźni Łowcy zdołali przekonać miejscowego kowala, by pożyczył im upgradowaną przez niego zbroję antyropuchową (nabił ją gwoździami, bo przekonany był iż monstrum które zaatakowało wioskę to gigantyczna ropucha atakująca wrażliwym na przekłucia językiem). Gospoda była splądrowana i pusta (szczególnie po tym, jak samobójstwo popełnili w jej pobliżu kelnerka i właściciel/burmistrz - rzucająca się z okna kelnerka nabiła się na gwoździe zbroi stojącego poniżej Janusza...). W świątyni Sigmara...


Janusz w pełni swej nowej chwały

     W świątyni Sigmara były dzieci i starsza kobieta z łukiem. Kobieta była miła, a dzieci radosne i rozbrykane. Łowcy słusznie uznali, że sympatyczność i radość jakoś nie pasują do obecnego Gotheim (tym bardziej, że Aleksander podejrzał rysunki kobiety: dzieciaki występowały tam w roli przynęty dla potwora). Wobec tego Taughmir użył wobec starszej pani swej legendarnej galanterii, ogłuszając ją ciosem pistoletu w skroń. Dzieci zwiały. Całkiem dobry pomysł, bo za drużyną szła śmierć: po wyjściu ze świątyni bohaterowie stali się świadkami efektownego zapłonu kuźni i śmierci przez obróbkę termiczną czterech znajdujących się w niej ludzi.

     "Czyli nie musimy oddawać kowalowi zbroi", skwitował jeden z Łowców.

     Drużyna wyszła ze zrujnowanego miasteczka i udała się w stronę pobliskiego jeziora, gdzie dwóch następnych mieszkańców majstrowało przy znajdującej się tam grobli. Masywnie zbudowany rzeźnik i drobna, starsza kobieta wpadli na pomysł zatopienia maszkary, która według ich relacji odleciała w stronę megalitycznego kręgu w pobliskim zagajniku. Znakomity pomysł, rzekł Aleksander, tyle że ten lasek jest na wzniesieniu! Woda popłynie do umęczonego Gotheim... Gdy perswazja zawiodła, Gottschalk postanowił spoliczkować rzeźnika (standardowy środek wychowawczy w Middenheimie). Rzeźnik sięgnął po tasak, bo nie zrozumiał, że cios był pełen czułości i troski o jego zdrowie psychiczne.

     Chwilę później już nie żył, a jego omdlała towarzyszka leżała w pętach tuż obok niego.

     Czas na konfrontację! Monstrum okazało się poważnie okaleczonym dżabbersmokiem, który lizał rany w pobliskiej pieczarze. Decydujące starcie rozegrałem na świeżo kupionych fliptilesach z Pathfindera (zestaw Wilderness), bardzo fajnych zresztą jak się okazało (widać je na zdjęciu powyżej). Stwór przez pierwsze cztery rundy regenerował swoje oczy, więc nie atakował drużyny... i tylko dlatego drużyna przetrwała. Bezkarny ostrzał skruszył ją mocno, aczkolwiek gdy już ruszyła, to skończyło się to zgonem Aleksandra (wyparował Punkt Przeznaczenia) i znokautowaniem Janusza (prowadzący go Jacoleko swoją drogą obserwował to wszystko... zdalnie, przez telefon :) ). Maszkarę uśmiercił sigmaryckim młotem kapłan Ulryka Gottschalk (że też się nie brzydził....).

     To nie jest znakomita przygoda. Pochodzi ze zbioru "Przygody w Ubersreiku" i jest adaptacją jakiejś wcześniejszej swej wersji. Ma dosyć prostą strukturę, elementy szaleństwa wyglądają nieco karykaturalnie, aczkolwiek doceniam jej otwartość. Tym niemniej: z fajną, zgraną ekipą nawet średnie scenariusze wypadają super. Bo tak było, super! Oby tak dalej!

Komentarze

Popularne posty