Przez ostępy Drakwaldu

 

     Dziś znowu Warhammer... ale w drugoedycyjnym wydaniu. Jakoś tak się złożyło, że dwóch członków drużyny Łowców Głów nie było, więc postanowiłem pokontynuować kampanię, która na koncie ma jedynie sesję zero z drobnym elementem sesji numer jeden.

     Ponad pół roku temu postanowiłem wreszcie zaznajomić się z drugą edycją WFRP i jak widać, to pierwsze spotkanie nie było może totalnie oszałamiające, ale zaowocowało drugim już z nią spotkaniem. Sięgnęliśmy po materiał pierwszy z brzegu: "Przez ostępy Drakwaldu" z podręcznika głównego. Poprzednim razem rozegraliśmy jedynie encounter w Untergardzie zagrożonym inwazją armii zwierzoludzi... dziś ruszyliśmy z kolumną uchodźców ku Miastu Białego Wilka, ku Middenheim.


     Skład drużyny uległ delikatnym zmianom. Krasnoludzki gladiator Balirion stał się enpecetem, ale do drużyny dołączył Gustaff Carotte (Jacoleko), jedyny człowiek w tej grupie. Jedyny, bo skład uzupełniali weterani poprzedniej sesji: Karl Heinz (Boniek), krasnoludzki sierota wychowany przez ludzi (hiena cmentarna); Axel, halflińska hiena cmentarna numer dwa (Drzewiec); Ravandil, elfi przepatrywacz (Greg). Chłopcy szybko zakumplowali się z ojcem Dietrichem, miejscowym kapłanem Sigmara, z którym co wieczór odmawiali godzinki ku czci Boga-Króla (poza agnostykiem Gustaffem, który demonstracyjnie zasypiał). Nieco bardziej ambiwalentne uczucia mieli wobec Babuni Moescher, zielarki i matki zastępczej dla czeredy wojennych sierot - Axel dojrzał w pewnym momencie, że kobieta zbiera zioła, które mogą posłużyć do odprawiania magicznych rytuałów... ale również do magii leczniczej. Z jednej strony nie było żadnych dowodów na jej niecną działalność (więc dla przykładu Hieny uratowały ją z rąk elfiego komanda), z drugiej... często ją obserwowali, szczególnie po incydencie na pewnych rozstajach dróg, gdzie wydawało im się, że rozmawia sobie z siedzącym na drogowskazie krukiem (Ravaldil próbował go ustrzelić, ale bezskutecznie).

     Generalnie drużyny szła sobie z uchodżcami przez ostępy Drakwaldu bez jakichś szczególnych emocji... aż do wieczora numer 4. Babunia zniknęła, Axel dojrzał wylatującego z jej okolicy kruka (ten niziołek miał dziś zaskakująco dobre rzuty na obserwację), a Gustaff przypomniał sobie, że kobieta kilka godzin wcześniej mamrotała coś wściekle o lokalnym władyce, hrabim Sternhauerze, który sto lat wcześniej kazał spalić jej ojca (jakoś ten dystans czasowy Hien nie zdziwił). Drużyna pomknęła ku resztkom rodzinnej wioski Moescher, wyrżnęła lokalną populację wilków (przy czym Balirion prawie padł trupem) i zabiła śpiewającą wiatrami magii Babunię, która chciała przywołać demona zemsty. No i nie przywołała. Finis.

     Generalnie nieszczególnie mi się ten materiał podoba. Gracze mają tu jasno określoną drogę, idą po kolejnych testach które mają w zamierzeniu uczyć ich mechaniki gry, sam główny przeciwnik jest bardzo enigmatyczny i musiałem na końcu wyjaśniać, co Babunia właściwie robiła (a tego nie cierpię, wolę gdy sami gracze poznają takie rzeczy). Na szczęście tradycyjnie okazało się, że dobrana, dobrze znająca się grupa zrobiła sobie znakomitą zabawę nawet z takiego scenariusza (mam wrażenie, że nowicjusze mogliby się od tej przygody odbić).

     Hieny są w Middenheim. Czy podążą Ścieżkami Potępionych?

Komentarze

Popularne posty