Wielkie umieranie koboldów

 


     Miesiąc temu rozpoczęliśmy przemierzać podziemia pod Otari, trapione plagą wielkich szczurów i koboldów. Łotrzyca Merisiel (elfka, 1 lvl, Carnis), alchemik Fumbus (goblin, 1 lvl, Juleks) i mag Ezren (człowiek, 1 lvl, Balista) dotarli aż do ostatniej komnaty pierwszego poziomu dungeonu, gdzie zetrzeć mieli się z trójką koboldów (w tym jednym specjalizującym się w zastawianiu pułapek). Dziś ruszył ciąg dalszy.

     Na samym wstępie do drużyny dołączyła Kyra (człowiek, 1 lvl, Zigriin), spóźnialska kapłanka która przybyła w samą porę, by odciągnąć uwagę wrogów. Zabicie pierwszych dwóch z nich nie okazało się szczególnie trudne, ale "pułapkomistrz" zdołał zbiec w dół, ku drugiemu poziomowi podziemi. Po krótkiej dyskusji czy go gonić, drużyna postanowiła działać agresywnie. Po zejściu do pomieszczenia z barykadami rozpętała się krwawe i baaaardzo długie starcie, w którym ostatecznie kobold z wnykami padł, podobnie jak dwóch jego kolegów. Ezren przy okazji wynalazł nowy rodzaj uzbrojenia magicznego, kostur z dwiema niedźwiedzimi pułapkami przyczepionymi na jednym z jego końców.

     W kolejnej komnacie Merisiel z miejsca odkryła, że basen z kamienną syrenką jest opatrzony skomplikowaną pułapką, drużyna więc zgrabnie ją ominęła i dotarła do drzwi, zza których słychać było kolejne koboldy. W tym momencie dziać się zaczęły rzeczy niesamowite. Elfka zwabiła jednego z jaszczurów do komnaty z basenem i sprawnie zabiła go... jego zwłoki upadły jednak na płytę uruchamiającą pułapkę. Kamienna syrenka zaczęła się kręcić i działać jak armatka wodna, zalewając cały wschód komnaty i prawie zbijając z nóg Ezrena. Merisiel zajrzała do komnaty za drzwiami i od razu się wycofała, widząc pięć kolejnych, zbliżających się koboldów. Wycofując się... wdepnęła w potrzask, który sama zastawiła minutę wcześniej... Jakoś uniknęła jednak poważniejszych obrażeń, w przeciwieństwie do Ezrena, którego zdemolował biegnący za Merisiel kobold.

     To wtedy wydarzyła się najbardziej niesamowita akcja sesji.

     Kobolda ktoś ubił, chyba Merisiel. Następne już się zbliżały. Fumbus całą swoją turę strawił na dobiegnięcie do nieprzytomnego Ezrena, wlanie mu do ust potki leczącej i ucieczkę. Potem stado koboldów przebiegło nad ciągle leżącym magiem. Potem mag wstał i widząc, że koboldy brodzą w wypluwanej ciągle przez syrenią fontannę wodę, włożył do tej kałuży dłonie... i dołożył Shocking grasp. To było tak niesamowite, że zgodziłem się na wersję porażenia czterech koboldów naraz. Wszystkie umarły w jednym, przerażającym momencie. Piąty został dobity przez resztę drużyny.

     Łał.

     To nie był jeszcze oczywiście koniec. Drużynę czekał jeszcze bój z szefem tej koboldziej bandy (całkiem sprawny mag) i jego dwoma ochroniarzami (przytomność straciła wtedy bodajże na chwilę Kyra) oraz boss ostateczny: smok! Jedno jego chuchnięcie położyło trupem (no, prawie, skończyło się na wyeliminowaniu z walki) Ezrena i ciężkie poranienie Merisiel, kolejny cios łapą zjechał ją do 1 hp... na szczęście smoka oflankował Fumbus i Kyra, która z niemal ciągle podniesioną tarczą służyć zaczęła za drużynowego tanka... A decydujące ciosy zadała elfka, nowonabytym Dymiącym Mieczem.

     Łał. Prosta, wspaniała przygoda. Mam nadzieję, że cdn.

Komentarze

Popularne posty