Tezeusz V

Aurora

     Dziś znowu systemowy debiut! Jakiś miesiąc temu załapałem się (dzięki niejakiemu Teluchowi) na promocję systemu Warpstar od Hengala... i dziś, ze względu na absencję graczy z planowanej sesji w trzeciej edycji WFRP wypróbowaliśmy to cudo Grega Saundersa.

     Pokochałem ten system. Uwielbiam jego prostotę, jego elastyczność, jego mechanikę która w stanie niezmiennym dotyczy niemal każdego jej elementu poza rzutem na obrażenia (rzucasz k20, dodajesz punkciki z Umiejętności, ewentualny bonus lub karę... jeśli wyszło Ci 20 lub więcej, zdałeś!). Lubię jego stylistykę, to radosne odkrywanie pełnej niespodzianek galaktyki, zapożyczenia z Warhammera, zarówno tego fantasy, jak i 40000. Moim graczom też się chyba spodobało.

     O tym, że zagramy w Warpstara dowiedziałem się trzy godziny przed sesją. Nie miałem gotowego scenariusza, szybko więc wykombinowałem sobie prosty scenariusz, sandboksowo wspierany na żywo przez Story Cubes w wersji Astro. Przez Osnowę w okolicach sektora Achaja leciał sobie zdezelowany Szarżownik mk D "Aurora" przemycający do przestrzeni Wspólnoty Noktarskiej trottery, trójnożne stworzenia będące zakazanymi sekszabawkami lokalnej zdegenerowanej elity. Poza czterema trotterami na pokładzie znajdowali się:

  • Deron, pilot grany przez ABLinkolna
  • Dżagervilli Świtwin z gatunku sklasyfikowanego jako sreberianie przypominającego duże, humanoidalne świstaki, ulicznik grany przez Balistę
  • Heinrich, eksterminator grany przez world war z
  • Odo, przemytnik grany przez Grega
  • Rabisu, adept osnowy grany przez Telucha, generalnie człowiek, ale sterowany przez eteryczną istotę z Osnowy
  • Ilicz Hit-Fild Solo, agitator grany przez Bońka, przedstawiciel niebywale rzadkiego gatunku krronkąkowców zbudowanych z płynnego, żywego metalu. Komunista. Twierdzi, że topi się dopiero w 16018,t stopniach Celsjusza, aczkolwiek nigdy jeszcze tego nie sprawdził.
      "Aurora" była naprawdę zdezelowana. Awaria silnika osnowowego wybiła pojazd do naszego wymiaru w okolicach planety Tezeusz IV, a tak się składało, że na księżycu Tezeusz IV B znajdowała się noktarska baza bojowa. Patrolowiec Wspólnoty zaatakował Szarżownika i ciężko uszkodził, ale w okolicy planety Tezeusz V nagle zawrócił. Deron sprowadził "Aurorę" na powierzchnię i bohaterowie zaczęli się zastanawiać, co dalej.

     Planeta była zaopatrzona w przyjazną standardowym formom białkowym atmosferę (a Hit-Fildowi było wszystko jedno), rosła tu skąpa biosfera, a nawet jakieś ptaki dało się wypatrzeć. 17 kilometrów dalej statek wykrył jakąś aktywność energetyczną, większość załogi postanowiła więc ruszyć na rekonesans (jedynie mówiąca metalowa sztaba oznajmiła, że zostaje na pokładzie). Kilka kilometrów dalej chłopcy wykryli pokryty resztkami jakiejś galarety czysty poza tym szkielet jakiegoś ksenozwierzęcia - Heinrich postanowił go polizać i stracił język, ku ogólnej wesołości grupy. Godzinę później drużyna odkryła źródło tej galarety - wielki dron, który rozbił się o skalną iglicę - z jego "pomieszczenia ładowniczego" wyciekała taka właśnie rzadka galareta z resztkami włókien organicznych.

     Moja dzielna piątka nie przestraszyła się i ruszyła dalej w stronę źródła energii. W efekcie jakiś czas później spotkali kolejnego drona-kleszcza, lecącego w ich kierunku. Próbowali się ukryć, ale będący z nimi cały czas w łączności Ilicz postanowił zaagitować maszynę i puścił przez interkomy towarzyszy Międzynarodówkę... 

     Dron był chyba reakcjonistą. Starcie z nim uświadomiło drużynie, że są to groźni przeciwnicy (produkt nieistniejącej już niby cywilizacji solarian, zniszczonej 400 lat wcześniej przez noktarów). Tym niemniej, z raz obranej drogi już nie zeszli i ruszyli dalej, teraz już w towarzystwie Ilicza, któremu udało się zmusić "Aurorę" do kolejnego, krótkiego lotu.

     Na miejscu znaleźli lśniącobiałe laboratorium i wieżę. Hit-Fild uznał, że czas na wprowadzenie tu komunizmu i w towarzystwie Heinricha oraz Oda ruszył w tamtym kierunku. Powitały ich cztery następne drony-kleszcze, które z miejsca zaatakowały... wszystkich oprócz krronkąkowca, który po prostu wbiegł sobie do środka. Resztą stoczyła desperacki, nierówny bój, w którym drony szybko osiągnęły przewagę. Deron zginął, spopielony przez działo energetyczne, Heinrich został okrutnie poraniony, podobnie jak Dżagervilli. W międzyczasie jednak drużynowemu komuniście udało się odpalić procedurę samozniszczenia stacji. Paniczna ucieczka przed końcowym odliczaniem zakończyła się sukcesem, choć Heinrichowi przez chwilę pomyliły się kierunki i wbiegł do środka zmierzającego do zagłady laboratorium (eksplozja nieco go więc objęła, został mu po niej.... jeden hit point!).

     Ostatni marksista Drogi Mlecznej mógł kontynuować swoją misję.

Komentarze

Popularne posty