Border Princes w sześciokątach

Naczytałem się ostatnio w różnych miejscach blogosfery o staroszkolnych sandboksach... no i zaczęło mnie to nurtować. Mocno. Intensywnie. Sam pomysł wydał mi się fascynujący: to tworzenie się opowieści w rytmie kości jest dla mnie atrakcyjne o tyle, że zakłada odrobinę Nieznanego również dla MG (czy Arbitra/Sędziego, jak nazywają tę rolę oldskulowi ortodoksi). A ja łaknę nieznanego, łaknę zaskoczeń, bo przecież też chcę trochę doznań typowych dla graczy. Takie współuczestniczenie trochę w odkrywaniu Opowieści, kurde, chciałbym. Bardzo chciałbym.

Ale czy to na pewno jest dla mnie? Czy to jest dla moich graczy? Jesteśmy ulepieni z niuskulu tak bardzo, jak to tylko możliwe. Całe nasze erpegowe doświadczenie opiera się na nowej szkole.

Cóż, postanowiłem na razie posłużyć się półśrodkiem. Tym półśrodkiem jest rozgrywka poprzez forum.

Od kilkunastu już lat nasze małe chodzieskie środowisko bitewno/fabularne ma swoje maleńkie forum, którego jestem adminem. Już kiedyś prowadziłem tam przez wiele lat niuskulową kampanię erpegową w wymyślonym przeze mnie systemie Gladius (pseudoRzym z krasnoludami i elfami :) ), więc jakieś tam doświadczenie w tym mam. Postanowiłem nie iść na pełną piaskownicę: terenem gry będą Księstwa Graniczne ze Starego Świata, a konkretniej środkowa ich część, między rzeką Tana Dante, Górami Czarnymi, rzeką Stacnek i Czarną Zatoką. By było bardziej dziko i postapokaliptycznie (zgodnie z wyczytaną gdzieś filozofią sandboksów), zrównałem z ziemią większość tamtejszych miast przy pomocy zawsze pomocnego w takich przypadkach zielonoskórego Łaaa! Zahaczką fabularną jest to, że gracze przybywają tu z Averlandu, by sprawdzić, jak teraz wygląda ten rejon. No i teraz do tańca przystąpić mają heksy. Wszystko na delikatnie modyfikowanych zasadach Labyrinth Lord (bo są darmowe i na nie pierwsze trafiłem :) ). By killfactor nie zmasakrował mi drużyny zbyt szybko, posłużyłem się pomysłem Przemoslava i przydzieliłem graczom po trzech bohaterów, z tym że dwaj z nich to najmici, których aż do ewentualnej śmierci bohaterów głównych prowadzić będę ja (chyba, że to oni zginą pierwsi :) ).

Bogowie starej szkoły, bądźcie dla mnie łaskawi.

Komentarze

  1. Dzięki za podlinkowanie. Muszę jednak złożyć drobne sprostowanie. Nigdy dotąd nie prowadziłem prawdziwej kampanii w "staroszkolnym sandboksie". Ani nawet o tym nie pisałem.

    Ukształtowałem się erpegowo na systemach z lat 80. i w nich cały czas mentalnie tkwię. Niektórzy (większość) takie granie uważają za chorobę nowotworową, ale już jestem za stary, żeby się zmienić. Z oldschoolem mam tyle wspólnego, że łykam jak pelikan teksty pisane na Inspiracjach, u Wolfganga, Przemoslava czy Adama. Sam też bym chętnie tak pograł - mam np. przygotowaną kampanię do Metamprphosis Alpha - ale nie mam kiedy i z kim. Tyle o mnie.

    Labyrinth Lord to świetny pomysł na początek. Jest łatwo przyswajalny, kompletny i daje ogromne możliwości. Tylko pamiętasz, że to nowy system, nie?

    Nie chciałbym tu wchodzić za bardzo w jakieś terminologiczne niuanse, co to oldschool, co sandbox, a co (za Key Ghawrem) "pseudosandbox". To chyba nie ma aż takiego znaczenia, chodzi przecież tylko o dobrą zabawę. Tak czy inaczej życzę powodzenia w sandboxingu i mam nadzieję, że po rozegraniu kilku sesji dasz znać, co Ci z tego wyszło. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi mi o to, czy grałeś, czy nie: ja u Ciebie znalazłem kilka notek, które zdecydowanie zwiększyły mi podjarkę takim graniem :) I rzecz jasna, u mnie nie ma prawdziwego oldskulu (bo przecież gram w osr, a w dodatku przez forum, co już w ogóle Arnesonom i Gygaxom się chyba nie śniło ;) ) a sandbox być może jest pseudo (bo tam sporo założeń wstępnych poczyniłem, zresztą nie znam nawet tego rozróżnienia ;) ), ale jednak jakiś tam delikatny feeling starej szkoły w tym jest :) Ja w sumie nie wiem, czy chciałbym zupełnej ortodoksji w tej mierze, bo przecież nowa szkoła też mi się w sumie podoba.
      A co mi z tego eksperymentu wyjdzie, oczywiście napiszę :)

      Usuń
    2. Nie no, jasne. Ortodoksję zostawmy teologom prawosławnym (pozdrawiam takowych), a w hobby lepiej ją sobie odpuścić.
      Mnie chodzi tylko to, że ludzie to czytają, a ja się później muszę tłumaczyć - że się nie znam na oldschoolu, że nie uważam S&W za dobre do retrogamingu, że wprawdzie jestem pelikanem, ale przestrzegam wędkarskich przepisów ochronnych, że nie piszę poradników, bo sam się dopiero uczę itd. Zdarzyło mi się już gwałtowniej reagować, tym razem chyba się opanowałem :)
      http://szufladarpg.blogspot.com/2017/02/gdzies-miedzy-piaskownica-stara.html

      W każdym razie, dzięki za wzmiankę. Miło słyszeć, że ktoś to czyta. Pozdro!

      Usuń
    3. Oczywiście, że czytam. W dodatku ostatnio zainspirowałeś mnie czymś jeszcze: bym może spróbował poerpegować z synem (6 lat), tyle, że musiałaby to być przygoda solowa i nie jestem pewny, czy wobec tego nie poczekać na podrośnięcie drugiego :)

      Usuń
    4. Mój najmłodszy miał 3 jak zaczął grać ze starszym rodzeństwem. Dzisiaj jest z niego najwięcej pożytku jeśli chodzi o erpegi. Warto zaczynać jak najwcześniej, jak widać :)

      Na temat grania przez forum czy bioprądy się nie wypowiem, bo nie korzystałem. Chyba jednak wolałbym siedzieć z dzieciakami w sandboxie. Granie "staroszkolne" świetnie się do tego nadaje. Tylko nie ma co się trzymać kurczowo reguł. Jeśli chce grać ninją, to robisz mu klasę ninja i dajesz na start 30 shurikenów, nawet jeśli nie pasuje ci do settingu. Tylko tu zamiast LL wybrałbym OD&D lub S&W White Box, plus Dagger jako nakładka.

      Usuń
  2. Nie wiem czy aby przez użycie "półśrodka" nie doznasz półwrażeń/półsatysfakcji z grania sandboxem. Sam "wiele" razy bawiłem się w PBF i mam nawet na koncie próbę z sandboxem i patrząc przez swoje doświadczenia z "grą na żywo" mogę powiedzieć że o wiele lepiej/bardziej piaskownice przeżywa się bez "półśrodków".
    Z jednej strony PBF pozwala na dopracowanie/dopieszczenie scen i postaci, zmniejsza również presję czasu na czytanie tabel. Ale z drugiej strony rozgrywka w piaskownicy jest o wiele dłuższa od przeciętnej sesji mainstreamu, przy tym (na żywo) mniej męcząca. Ma również inną dramaturgię, którą nie da (mi się nie udało) się w atrakcyjny sposób przełożyć na PBF.
    Moim zdaniem lepiej "urwać się z domu" na dzień/dwa i rozegrać sandboxa na żywo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością masz rację, bo i w "normalnych" systemach przecież sesja live jest jakoś tak 3x lepsza od PBF :) Ale jest jeszcze jeden czynnik, poza delikatnym strachem: czas. Pracuję, moi gracze również (prawie wszyscy orbitujemy wokół czterdziestki, ja mam 43 :) ), ciągniemy już i tak dwie kampanie spotykając się raz na dwa tygodnie (Deathwatch i dedeki najnowsze), więc za coś innego porwę się pewnie dopiero wtedy, jak któraś z powyższych kampanii umrze :)

      Usuń
    2. Z perspektywy mojej czterdziestki, nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę twych dwóch kampami. Ja sam przerzuciłem się prawie całkowicie na pluszówki... z tych samych powodów. Tak czy siak trzymam kciuki, życząc powodzenia.

      Usuń
    3. No ja w zeszłym roku miałem... jedną sesję RPG :D teraz jakoś tak od trzech miesięcy się zmobilizowałem :) nie wiem, jak długo to potrwa, ale na razie jest fajnie :)

      Usuń
  3. Tak jak Oel już napisał - LL to bardzo dobry pomysł na początek. Nie ma jednej drogi przechodzenia ze szkoły nowej do starej, przykładowo: ja zaczynałem od półśrodków, Robert z Inspiracji rzucił się od razu na głęboką wodę, obaj wyszliśmy dobrze na naszych metodach.

    Forum ma jedną poważną wadę - lwia część zabawy ze starą szkołą polega na wymyślaniu różnych głupot na bieżąco, albo interpretując wyniki rzutów, albo zupełnie z czapy. Sesje staroszkolne są bardzo rozrywkowe, dynamiczne, dzieje się dużo. PBF tego nie odda w życiu. Nawet granie na żywo po bioprądach (tak jak swego czasu Bartosh, na YT są jego nagrania z sesji) nie oddaje ducha i wypada bardzo blado i statycznie. Radzę więc, żebyście spotkali się na żywo przy najbliższej możliwej okazji.

    No i oczywiście - raportuj jak idzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, ja o tym wiem. Zresztą, jak już pisałem: dla mnie najfajniejszą rzeczą również w nowszych RPG (do których jestem przyzwyczajony), są właśnie jakieś spontaniczne rzeczy, improwizacje, nieoczekiwane gagi, których nie da się zrobić w PBF. Ale... czas, ja go mam mało (choć za chwilę więcej, jestem nauczycielem, więc korzystam z dobrodziejstw wakacji :) ) i na razie nie mam czasu na jeszcze jedną aktywność.
      W dodatku: ja naprawdę się boję, że nie podołam. Chodzi mi o to, że w tym całym rozgardiaszu nagle zacznę dramatycznie szukać jakiejś zaginionej tabelki itp, co trochę zabija klimat. Może więc to moje forumowanie trochę sprawi, że część z tych rzeczy będę miał już "w głowie", będę z nimi oswojony :) BTW: to u Ciebie po raz pierwszy jakiś czas temu zacząłem czytać po raz pierwszy coś w tych klimatach (ten quasisumer) i się tym zainteresowałem, więc dzięki za preinspirację :)

      Usuń
    2. O, bardzo miło, że od lektury mojego bloga zacząłeś przygodę ze starą szkołą. Cieszę się, że ta moja pisanina do czegoś się przydaje.

      Wydaje mi się, że niepotrzebnie stworzyliśmy wokół starej szkoły atmosferę jakiejś wiedzy tajemnej i sekretnej sztuki (kompletnie nieintencjonalnie). To nie jest coś, czemu można "nie podołać". Po prostu inny rodzaj gry - kiedy zaczynasz grać w nową planszówkę, czy crpg nie myślisz przecież "kurde, nie wiem, czy podołam" tylko lecisz z tematem. Tutaj jest tak samo.

      Usuń
  4. Proponuję spróbować grać przez Google Doca. Bardziej dynamiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny pomysł, ale skoro już zacząłem, to będę to ciągnął... tym niemniej wykorzystam.

      Usuń
  5. Chyba rozumiem, po co Ci ten PBF. Chodzi o przećwiczenie systemu losowania przygód z tabel, tylko na spokojnie, tak? Może jest to jakiś pomysł. Jak mówiłem, trudno mi się odnieść.

    Chciałbym jednak polecić inną metodę, która się nieźle sprawdzała u mnie. Robiłem sobie na początku krótkie solo-testy, bez graczy. Z sandboxem jest to o tyle fajne, że nigdy nie wiesz co z tego wyjdzie, nie wiesz jak długo uda się przeżyć twojej postaci i masz z tym w sumie lepszą zabawę niż z kooperacyjną planszówką w trybie solo, a może nawet z paragrafówką. Przy okazji optymalizujesz zestaw tabel i nabierasz pewności siebie w interpretowaniem wylosowanych haseł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie o to chodzi. Pisałem o tym wyżejchyba Wolfgangowi: chodzi trochę o mój strach przed tym, że może nie podołam. Więc teraz jak mi się coś losuje, to staram się reagować w locie, symulując sobie trochę coś, co wydarzyłoby się na sesji.
      A o takich solosesjach też myślałem :) Myślę, że tego spróbuję, ale chciałem też oswoić swoich graczy z eksploracją taką napędzaną kostkami i ich pomysłami, bo nigdy tego jeszcze nie robiliśmy. Moja grupa zawsze grała w predefiniowane scenadiusze ostatecznie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty