Hexenjagd: loch domyka triadę

     Jak już relacjonowałem, dwa miesiące temu postanowiłem pobawić się trochę w retrocloning w mocno modernistycznym stylu: przez granie forumowe. Grę rozpoczęło czterech ludzi, jeden jednak z uwagi na braki czasowe (albo znużenie zabawą :) ) na razie się wyłączył. Po pierwszym dniu eksplorowania Księstw Granicznych, moja drużyna wyglądała następująco:

  • Karl: wojownik grany przez Julka (S 6, Zr 8, W 7, Int 10, M 14, Ch 9, HP 6)
  • Harald: kapłan Sigmara grany przez Zapała (to ten bohater w istocie stał się NPC)
  • Cirnis: złodziej grany przez Zarana (S 17, Zr 15, W 9, Int 8, M 8, Ch 11, HP 4)
  • Castigator: wojownik grany przez Drzewca (S 9, Zr 9, W 8, Int 10, M 15, Ch 8, HP 2)
     Poza tym, każdy miał najemników, którzy mieli być ich "zapasowymi życiami". Za Karlem z Altdorfu szli mag Friedrich i złodziej Hans, za Haraldem złodziej Albert, za Cirnisem bracie Cornis (wojownik) i Carnis (mag), za Castigatorem mag Tautilus i kapłan Tauron.

     Drugi dzień wędrówki powitał drużynę podobnie wysoką temperaturą, jak poprzedni. Dodając do tego jeszcze duchotę Vogelwaldu... Chłopcy nie kontemplowali więc zbyt długo piękna natury (zakłócanego kopczykiem przykrywającym ich poległego poprzedniego dnia towarzysza) i ruszyli dalej. Po kilku godzinach spotkali dwa kłócące się ze sobą krasnoludy, Vraddiego i Groga. Wielkość zbrojnej drużyny najwyraźniej zrobiła na nich wrażenie (szczególnie na Grogu), więc zdecydowały się zaproponować jej spółkę. Otóż ten niewysoki duet szukał właśnie jednego z podziemnych pozostałości po starożytnym ludzkim królestwie, które niegdyś tu istniało (a jego miasta i posterunki wojskowe wryły się w ziemię próbując ukryć się przed zdobywcami z Nehekhary). Konkretniej: podziemnego bastionu granicznego owego królestwa. Drużyna w to weszła (cóż, wychowani na nowej szkole gracze nie podarują sobie takiej questowej zahaczki).

     Po całodziennych poszukiwaniach pierwszy w tej kampanii dungeon został odnaleziony. Inskrypcja z dwoma panami których widać na zdjęciu obok absolutnie graczy nie onieśmieliła, odwalili płytę wejściową i wkroczyli w mroczne korytarze lochu.

     Tu uwaga techniczna. Jak wspomniałem na samym początku moich kontaktów z Labyrinth Lord, najważniejszym motywem który mnie pchał ku retrograniu (prócz ciekawości) było zapewnienie sobie (jako MG) niemal równej dawki niespodzianki, jaka dawana jest graczom. Posłużyłem się więc do generowania podziemi Dungeongrapherem, który narysował mi je tak udatnie, że właściwie to dokonałem jedynie jednej drobnej poprawki.

     Starożytne lochy już niemal od samego wejścia przywitały drużynę atakami nieumarłych. Dwie fale szkieletów (7 i 10) nie zrobiły jednak na moich graczach szczególnego wrażenia. Dwóch kapłanów z odpędzeniami martwiaków kompletnie rozbiło ich zapał do walki, co wszystkie starcia zmieniało w jednostronne masakry. Pierwszy oddział wroga został wycięty do nogi, z drugiego pięć szkieli zdołało zwiać i gdzieś przywarować (jedynie Karl został tam ranny). Gdy drużyna dotarła jednak do komnaty zasłanej zmiażdżonymi zwierzęcymi kośćmi, to ich zapał gdzieś zaczął się ulatniać. Ostrożnie wyszli z niej nic nie eksplorując... by nadziać się na piątkę ghuli.

     Ghule paraliżują. Ghule znajdują się na bestiariuszowej półce z etykietą HD2+1, co sprawiło, że turn undead w wykonaniu pierwszolevelowych kapłanów praktycznie przestał działać (tym bardziej, że przyjąłem iż po pierwszym nieudanym odpędzaniu kapłan przeżywa kryzys wiary który trwa do nocnego spoczynku).

     To nie była już łatwa walka.

     Legł Grog, który i tak wytrzymał dwa bezpośrednie trafienia bez paraliżu. Zginął Cornis, który rozpaczliwie starał się uratować swego sparaliżowanego rundę wcześniej brata. Zginął Castigator, którego nie uratował nawet potężny Pancerz 4. Sparaliżowany został Cirnis (aczkolwiek wstał dzięki cure light wounds Taurona). Sparaliżowany został też Karl.

     To nie była łatwa walka. Nie była też zwycięska. Co prawda większość nieumarłych zmieniła się w ponownieumarłych (przetrwały dwa ghule), ale drużyna miała dość. Podała tyły, wyciągając z ukropu walki nieruchomego Karla. Martwiaki ich nie goniły, zajęły się ucztowaniem na zwłokach trójki pozostałych towarzyszy, którzy oddali w ten sposób kolegom ostatnią przysługę. Co więcej, drużyna w ogóle opuściła loch. Była już noc, klapa wejściowa została zablokowana, Tautilus dysponujący hold portalem przygotował się do ewentualnego zapieczętowania przeklętego podziemia. Po podleczeniu rannych drużyna rozbiła obóz, by następnego dnia zastanawiać się, co dalej.

     Nie jestem pewny jak gracze postrzegają tę przygodę (3/4 nadal gra, więc chyba nie jest źle), ale ja jestem usatysfakcjonowany na 110%. Ta wolność! Te niespodzianki! Rzadko w moim mistrzowaniu bywam tak podekscytowany :) LL też się dobrze sprawdza (choć dobrze, że mam go w wersji cyfrowej, bo czasem szukanie informacji w podręczniku bywa czasochłonne). Na razie mój eksperyment uznaję za udany

Komentarze

  1. No i widzisz? Ładnie poszło, oraz sprawiedliwie. Kości zrobiły swoje, a za postać imieniem Castigator w Wahammerze kasowałbym na samym początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie :) a Castigator kasowany byłby za swoje hapeki? :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty