Śnieżna Straż


23-24 dzień Przypływu Lata, Rok Szkarłatnej Wiedźmy (1491 RD)

     Miesiąc trwała wymuszona realnym życiem pauza w przygodach ceemefowej drużyny w trapionych licznymi kłopotami okolicach miasteczka Phandalin. Dziś zresztą nie stawiła się cała piątka, więc Brachowego półorka Grogho Dybuk prowadzony był przeze mnie.

     Przygoda zaczęła się na Trakcie Triboarskim, gdzie odpoczywała znękana ostatnim spotkaniem z mimikiem drużyna naszych pięciu śmiałków. Spotkanie było wyczerpujące, co może tłumaczyć mnicha Aelara, który pilnując śpiących towarzyszy przeoczył małą hordę starych znajomych kompanii: żądlaki. 

     Te małe, krwiożercze cholery po raz kolejny udowodniły, że latające 2 hp na sterydach w odpowiednich liczbach potrafią stanowić naprawdę nieprzyjemnego przeciwnika. Tym razem drużyna zaatakowana została przez dziesięć takich miksów komara z nietoperzem i dla 2/5 wojowników CMF zakończyło się to nieprzytomnością (Ard Beor i Grogho), dodatkowo mocno poturbowany został Aelar... tym niemniej pancerna odporność paladyna Bertolda (któremu dziś nikt nie strzelił w plecy) oraz ciosy elfickiej koalicji sprawiły, że po raz kolejny żądlaki ustąpiły pola, wysyłając jedynie ultradźwiękowe błagania o zemstę do swoich licznych, acz na razie odległych braci. 

     Następnego dnia bez większych przygód bohaterowie ruszyli ku Phandalinowi, by dotrzeć do niego już o zmierzchu. Szybko zrozumieli, że zaszły tu drobne zmiany. Po pierwsze, tuż przed miastem zostali zatrzymani przez dwóch jeźdźców w niebieskich opończach z przyszytymi do nich stylizowanymi płatkami śniegu. Aelar zaczął przekonywać Illithora, by ustrzelił ich póki są daleko (najwyraźniej miał awersję do mundurowych), ale elfi łowca zdecydował, że jednak lepiej ich najpierw wysłuchać. Nieznajomi byli przedstawicielami Śnieżnej Straży, milicji założonej przez „bohaterskiego Sildara Hallwintera”. Strażnicy zapowiedzieli, że czasy bezkarnej przemocy w Phandalinie się już skończyły, więc niech drużyna baczy na to, co robi.

     Głos z offu (nie pamiętam, kogo: „to po czerwonych teraz niebieskie płaszcze będziemy musieli załatwić?”)

     Kolejna nowość: ulice przyozdobione niebiesko-białymi proporczykami. A na rynku: drewniane podium. Wokół pusto, bo już zmierzch... Kompania udała się do Garaelle, kapłanki Tymory, która była powodem ich wyprawy do banszetki Agathy. Przez chwilę pojawił się kwas, bo chłopcy... nie pamiętali już, co im upiorzyca odpowiedziała, ale Aelar przypomniał sobie, że ma w głowie taki tajemniczy obszar z szyldem Dobywając Thanira, sięgnął do niego i wyrecytował, że poszukiwaną księgę nabył nekromanta z Iriaeboru. Quest skompletowany, trzy potki leczące przekazane. Kapłanka przy okazji wyjaśniła im, że dwa ostatnie dni trwał w miasteczku festyn z okazji wygnania Czerwonych Płaszczy (przy okazji burmistrz całą zasługę przypisał sobie i Sildarowi). 

     Dzień zakończył się dzikim pijaństwem w karczmie Stonehill (bez Ard Beora, wiernego kapłańskiej wstrzemięźliwości). W efekcie następnego dnia nie wyruszyli na szlak: Aelar, Illithor i Grogho przeżyli ostre zatrucie alkoholowe (półork wymiotował tak gwałtownie, że wypluwana przez niego finalnie żółć wypaliła mu dziury w ubraniu). Jedyną aktywnością, na którą się zdobyli, była wizyta u Queline Alderleaf, halflińskiej farmerki, która poradziła im, by udali się do Thundertree, gdzie znajdował się druid Reidoth, on wie wszystko, na pewno skorzystacie na jego radach!

     Czy ruszą do Thundertree, czy też od razu do Cragmaw? Next week, on „Dobywając Thanira”!

Komentarze

Popularne posty