Ravenloft

 



     Ocknął się. Nad sobą miał szare niebo, ograniczane gałęziami ogromnych drzew. Gdzieś pośrodku pleców rwący, nieznośny ból przypominał mu o uderzeniu, które wcześniej rzuciło go w ciemność nieprzytomności. Po wędrowcach, ich wozach i ognisku nie było nawet śladu. Ktoś biegł. Balasar pomyślał leniwie, czy powinien się tym przejmować.

     - Jeśli nie wstaniesz teraz, nie wstaniesz już w ogóle - krzyknął Jared, ten podstępny niziołek z którym pracował już od kilku miesięcy. Przebiegając, kopnął boleśnie Balasara w biodro. Przyłożył się, drakony nie są szczególnie wrażliwe na ból.

     Balasar podniósł się do pozycji siedzącej, czym wywołał kolejny atak bólu pleców. W jego stronę biegł też Surinim, a nieco dalej również Gerhard i Carnis. Biegli szybko. 

     Co jest z tymi plecami??


     Trzy godziny wcześniej w tych plecach tkwiła strzała, ale akurat tego Balasar wiedzieć nie mógł, strzała położyła go trupem... no, prawie.

     Rozpoczęliśmy nową kampanię! Dwóch graczy warhammerowych nie mogło dziś przyjść, postanowiłem więc odpalić nową, od roku już zajmującą miejsce na mojej półce. Postanowiłem rzucić moją nową drużynę pod mury zamku Ravenloft. Zbyt wiele i zbyt długo już słyszałem o tym, jaka ta kampania jest ikoniczna, postanowiłem dać szansę jej piątoedycyjnej odsłonie.

     Ordre de Bataille:

  • Balasar - drakoński zaklinacz z pustelniczą przeszłością plujący trucizną (Balista)
  • Jared - łotr niziołek, drobny ulicznik z Waterdeep który nie lubi przewagi liczebnej wroga (Jacek H)
  • Surinim - prawie ork, wojownik wierzący w prawo pięści i władzę (Dawid)
  • Gerhard - kolejny drakon, niebieski barbarzyńca z niechęcią do optymizmu (Drzewiec)
  • Carnis - leśny elf łowca z pogardą do reszty świata (minus rodzina) (Zaran)
  • Gerbo Turen - gnomi szlachcic z Waterdeep bawiący się czarownictwem (Greg)
     Uruchomiłem początek ze zleceniem księżnej Morweny, delikatnie zmodyfikowany. Nie chciałem, by jechali gdzieś ze spotkanymi wędrowcami, tym bardziej, że znając moich chłopców, nigdzie by nie chcieli z nimi jechać. Rzeczywistość przerosła jednak moje wszelkie oczekiwania.

     Księżna zleciła drużynie przepędzenie dziwnych wędrowców, którzy od kilku dni koczowali pod murami miasta Daggerford. Początek był niegroźny - Jared przeprowadził zwiad, Carnis zabawił się w ubezpieczającego snajpera na drzewie, potem Balasar i Gerbo postanowili pójść ponegocjować przyspieszony wyjazd nomadów... i wtedy rozpętało się piekło.

     Carnis pierwszy raz w życiu zagrał złą postacią i postanowił to jakoś zaakcentować. Konkretniej, postanowił popędzić wędrowców strzelając pod nogi staruszkowi, który jego zdaniem trochę zbyt długo rozmawiał z gnomem i drakonem. Kłopot w tym... że nie trafił tam, gdzie chciał trafić.

     PAMIĘTACIE TEN BÓL PLECÓW BALASARA Z PROLOGU?

     Wędrowcy wpadli w panikę (tym bardziej, że zaskoczony Gerbo wyczarował odgłos lecących strzał), a ja podniosłem mgły Barowii by rozwiązać jakąś tę sytuację. Balasar prawie umarł - jego PW zjechało do -2, a potem wyrzucił dwa razy porażki broniąc się przed zgonem (ostatecznie ustabilizował go Surinim). Potem wszystko ogarnęła mgła, wędrowcy zniknęli... a pojawiła się Barowia. I drużyna zapomniała wtedy o fundamentalnych podstawach D&D:


     Balasar pozostawał niemobilny i wylądowali na trakcie w środku lasu. Postanowili dokonać zwiadu - poszli Carnis, Gerbo i Gerhard. Powracając z niego striggerowali losowe spotkanie... z kostek wyskoczyło........... pięć wilkołaków (na razie w ludzkiej postaci).

     Ta kampania potrafi być sandboksowo okrutna. 

     Początek encounteru nie zwiastował dramatu. Gnom zauroczył jednego łowcę i wyciągnął od niego, że znajdują się w Barowii i że niedaleko jest wioska o tej samej nazwie. Gorzej, że wyciągnął też to, że piątka myśliwych to likantropy.

     Pozostała czwórka zaskoczona demaskacją rzuciła się na trójkę naszych bohaterów. Nie mieli szans z taką falą pierwotnej przemocy, nawet jeden pewnie sprawiłby im kłopot. Byli już blisko Jareda i Surinima, ale to blisko to dystans pięciu tur. W trzeciej Gerbo leżał już nieprzytomny i pozostali dali nogę. W ostatniej chwili nadal zauroczony wilkołak wstrzymał pogoń, nie był jednak w stanie powstrzymać kolegów przed skonsumowaniem nieszczęsnego gnoma. 

     Czas sesji się w tym momencie skończył. 

     Z tego opisu to pewnie nie wynika, ale tak bardzo na sesji nie śmialiśmy się już dawno, choć śmiejemy się właściwie zawsze (to najlepsza chyba cecha rpg dla nas). Nastrój starałem się budować przez Syrinscape, ale ta strzała w plecach Balasara była od tego zdecydowanie silniejsza... CDN (?)


PS: Carnis Kolobójca, tak na niego wołają.


Komentarze

Popularne posty