Wewnętrzny wróg

 


     Na pożegnanie 2021 roku wróciliśmy do kampanii Łowców Głów w czwartej edycji WFRP, powoli stającej się najdłuższym serialem w naszym gronie (to już dziesiąta sesja). Thaugrim, Dragon, Gottschalk, Aleksander i Janusz po szalonym procesie sądowym w Kenperbadzie postanowili odrzucić propozycję grafini (zasugerowała dalszą służbę i powrót do Nuln) i ruszyć do Altdorfu, ich pierwotnego celu (mieli tam zbadać przyczyny kłopotów bratanka Albrechta Oldenhallera oraz odnaleźć porwanego syna Wolfganga Kornhausera z Grissenwaldu). 

     Drużynę porzucił jedynie Haki, który został od razu zastąpiony przez starego znajomego Łowców, czyli Zabójcę Trolli Eldatoka (prowadzonego przez Bońka), który niegdyś szturmował Azyl w Nuln (wtedy postać prowadzona była i potem porzucona przez Slawq). Oburzony krasnolud opowiedział drużynie jak to został spity i niemal zgwałcony przez Gawina Windera, innego starego i nieaktywnego już Łowcę… Historia najwyraźniej wzruszyła drużynę, bo przygarnęła Eldatoka z powrotem. 

     Po kilkunastu dniach wędrówki chłopcy nadziali się na grupę gorów i ungorów atakujących dwóch jaskrawo ubranych podróżnych. Podróżnych sprawnych bojowo, o czym świadczyło kilkanaście leżących wokół zwłok, ale i w potrzebie: jeden był już ciężko ranny, drugi otoczony. Łowcy mieli już na koncie dużo bardziej wymagających przeciwników - zmasakrowali zwierzoludzi w trzy rundy. Uratowani okazali się Tileańczykami… a właściwie awangardą kilkunastu następnych. Ich przywódczynią była Maria Costacurta, która jak się szybko okazało, całkiem nieźle znała misję Łowców. Tę z porwanym synem Kornhausera. 

     To ona zleciła porwanie. 

     Prawda ta dochodziła do moich chłopców chyba kilkanaście minut. Negocjował z Marią Janusz, a Janusz „to tylko flisak” ( (c) Eldatok). Januszowi kompletnie pomyliły się questy i ubzdurał sobie, że Costacurta ma coś wspólnego ze sprawą Oldenhallera. Muszę przyznać, że cały ten długi dialog sprawił mi sporą frajdę, skończył go dopiero Eldatok, który osiągnął polubowny finisz (i obietnicę prezentacji swych walorów anatomicznych w Altdorfie). 

     No i wtedy wkroczyliśmy w legendę, w „Wewnętrznego wroga”. 

     Kilka tygodni temu w moje ręce trafiła kolekcjonerka i nie mogłem nie wykorzystać tego pretekstu. Strudzeni bohaterowie dotarli więc do „Powozu i Konia”, ucięli sobie naprawdę fajną pogawędkę z pijanymi woźnicami i na koniec dali się namówić na partyjkę kart z Philippem Descartesem (no, większość poszła spać, zagrać postanowili Eldatok i Dragon). Na tym urwaliśmy. To dobrze, bo ja właśnie traciłem głos, częściowo od śmiechu, częściowo po odtwarzaniu woźniców Zębatki…

     Czy Imperium gotowe jest na atak wewnętrznego wroga?

Komentarze

Popularne posty