Strach przed lataniem

 




     Po raz drugi w tym stuleciu zagrałem... jako gracz :) I to znowu w Cthulhu, aczkolwiek w odróżnieniu od razu pierwszego, tym razem z nakładką Pulp. Poprowadził Zigriin, a w skład czwórki bohaterów weszli:

  • Archibald Ironside, robotnik dorywczy z Maine, dręczony traumą z czasów udziału w amerykańskim oddziale ekspedycyjnym we Władywostoku; gdy odbywał rekonesans w rejonie Tunguzki zgubił się, stracił pamięć na miesiąc i poturbowany został odnaleziony; gram go ja :)
  • Ethan Grant, całkiem znany bokser grany przez ABLinkolna
  • Wojciech Brzęczyszczykiewicz, emigrant z Piaseczna, mechanik grany przez Jawora
  • Zdzisław Kopernikus, gangster z Nowego Jorku, od dwudziestu już lat w USA, gra go Drzewiec
     Poznaliśmy się na nowojorskim lotnisku, wszyscy lecieliśmy do Frisco. Jakoś tak wyszło, że nie wszyscy przypadli sobie do gustu, w moim Archibaldzie odezwał się narodowy szowinizm i podejrzliwość wobec dwójki Polaków, w czym od czasu do czasu wtórował mu Ethan Grant.

Archibald Ironside

     No cóż, nadchodząca godzina odlotu zapobiegła regularnej bójce. Na szczęście dla mojego bohatera Polaków usadzono z tyłu samolotu, obok mnie usiadła aktorka której kariera właśnie umierała wraz z niemym kinem (miała prosty akcent australijski). Archibald to zamknięty i trochę zgorzkniały typ, ale urodzie Dawn dał się jednak z minuty na minutę coraz bardziej oczarować, tym bardziej że aktorka też jakimś cudem wyrażała nim zainteresowanie... szczególnie po brawurowej akcji z ratowaniem życia pilota trafionego... przez jakiegoś gołębia, który przebił się przez szybę kokpitu (muszę przyznać, że Kopernikus też się zasłużył, utrzymując kontrolę nad sterami; z kolei mechanik Wojtek zachował się jak przeciętny polski mechanik, psuł wszystko co dało się popsuć).

     W 1/3 podróży czekał nas nocleg gdzieś w środku Ameryki, w zapadłym miasteczku z lotniskiem i wynajętym przez linie lotnicze hotelem. Nie był to miły postój - jakiś zakrwawiony typ wdarł się do pokoju Kopernikusa, pobrudził mu krwią klamkę i zniknął, mijając gdzieś po drodze trzech lecących z nami bankierów. Jednego z nich wzięliśmy na spytki (zawiązywać się zaczęła między nami niechętna nić współpracy), ale przed przyciśnięciem go bardziej powstrzymał nas właściciel hotelu.

     Następnego dnia ów bankier zniknął, ot taka niespodzianka.

     Podczas kolejnego postoju, tym razem tylko międzylądowania z dotankowaniem baku, ciężkiej gorączki doznał reporter, który postanowił szczególnie dokładnie obfotografować moją Dawn... i być może też tych kilku pozostałych finansistów (czterech) którzy również z nami lecieli. Nic specjalnego. Potem jednak polecieliśmy znowu i wydarzenia eksplodowały.

     Mechanik samolotu oblał herbatą jednego z bankierów. Który okazał się być tak naprawdę jakimś humanoidalnym jaszczurem! Ten, zdemaskowany, wpadł w jakąś panikę i zerwał się do ucieczki, nieudolnie powstrzymywany przez Ethana i mnie. No i zgarnął przy okazji Dawn. No tego stary ranger z American Expedition Force Siberia wytrzymać nie mógł - rzucił się w pogoń za stworem, zgarniają przy okazji wiszącą na ścianie samolotu siekierę. Rzucił się za nim w pogoń... na skrzydło, jaszczur bowiem uciekł tam właśnie, trzymając w jednej łapie dziewczynę, drugą wkładając na plecy spadochron.

     Oczywiście rzuciłem się, przewracając wroga. Ten wypuścił Dawn, która chwyciła się skrzydła. Ja nie spadłem, bo upadając wpiłem siekierę w skrzydło, wrzeszcząc przy tym do pilotów, żeby zakołysali aeroplanem. Zadziałało! Jaszczur down (Dawn nie down, bo ją zgarnąłem).

     Koledzy tymczasem załatwili pozostałych trzech, już całkowicie ludzkich, finansistów (głównie Ethan załatwiał, Polacy zajęci byli głównie zajmowaniem przeciwników walką ;) ).

     Koniec, szajka pokonana! Było super :)

Komentarze

Popularne posty