Jestem Otari...
Wczoraj po raz kolejny drużyna CMF zmierzyła się z niebezpieczeństwami Abomination Vault. To ciągle drużyna pierwszopoziomowa, na którą składają się: Edmund Szeląg (investigator prowadzony przez Melera), Branik Żelazna Szczęka (potężny krasnoludzki wojownik prowadzony przez Kolka), Grogho Dybuk (lekko szalony goblin alchemik prowadzony przez Bracha), Maximillius Starslayer (mistrz energii elektrycznej i magus przy okazji prowadzony przez Miśka), Ben D. Light (mocno zajęty własnym bezpieczeństwem sorcerer i alkoholik prowadzony przez Z0nka) i Daren "Zakład" Corvane (łotr prowadzony przez Senseia).
Po ostatnich wyczynach Edmund i Maximillius byli nieprzytomni.
Zaczęło się więc od konsylium medycznego które poprowadził Ben ze swoim asystentem Darenem. Generalnie wyglądało to tak chyba, że stary lekarski wyga Ben kiwał mądrą głową i mruczał "będzie dobrze", a Daren potem robił co trzeba, przy nieprofesjonalnym (ale skutecznym) wsparciu krasnoluda i goblina. Zgodnie z zasadą "jeśli pacjent się uprze, to i medyk nie zapobiegnie wyzdrowieniu" Edmund i Maximillius odzyskali świadomość, aczkolwiek byli tak poturbowani (i nie tylko oni), że drużyna postanowiła wypocząć w sąsiedniej komnacie, barykadując ją wcześniej starannie. Nie spał jedynie niezłomny Branik.
Pamiętając o dziwnym, szmaragdowym blasku widzianym poprzedniego dnia na końcu długiego korytarza podziemi, towarzysze postanowili tym razem zbadać czym on właściwie może być. Okazał się być spirytystyczną emanacją ducha, który wyrysował im na ścianie zdanie "Jestem Otari, ratujcie mnie przed tym, co jest niżej) a potem zabawił się w przewodnika wiodącego ich... KU KOŚCIANEMU GIGANTOWI.
To starcie okazało się kulminacją sesji. Po potężnych ciosach masywnego wroga film tracili na chwilę Edmund, Grogho i nawet Branik (!). Nie pomagała odporność na ciosy kłute i sieczne... więc drużyna przeszła na gołe pięści. Mistrzem w tym rodzaju walki okazał się być Branik, którego seria prawa-lewa-prawa zgruchotała nekromantyczną abominację.
Przeżyli. Ledwo.
Komentarze
Prześlij komentarz