Ku Emerald Spire!

     Tak, tak, jesteśmy znowu na szlaku. Kampania w czwartej edycji D&D doczekała się trzeciej, zaskakująco sielankowej odsłony.

     Jak już pisałem wcześniej, mój duet awanturników (Thorunn, ziejący piorunami drakon-paladyn Korda oraz Gizmo, elfi łowca/fatalista) przemierza puszcze Avelonu poruszona niejasną wizją krasnoludzkich skarbów ukrytych w ruinach niedaleko miasta Emerald Spire (zarządzanego przez bezwzględny, fanatyczny Zakon Śmierci służący Kordowi). Wczoraj znowu walczyli we dwójkę, aczkolwiek pojawiły się wreszcie widoki na to, by obok nich pojawił się Ten Trzeci, wygenerowany przed sesją ludzki zbrojny który jeszcze dziś nie mógł wejść do akcji.

     Kości tym razem były dla graczy łaskawe. Podczas 14 dni wędrówki tylko dwukrotnie doszło do zbrojnych potyczek... i w żadnym z nich nie było sowoniedźwiedzi. Pierwsze starcie było poważniejsze: drużynę zaatakował ponownie Urwig, gobliński szaman mający z drakonem i elfem rachunki do wyrównania. Naszym awanturnikom w starciu pomagał niejaki Janosz, chrobacki szesnastolatek ze wsi Turów, który kilka godzin wcześniej uprosił drużynę o dołączenie się do tej przygody. W trzeciej turze walki się odłączył, bo umarł. Generalnie starcie było dla graczy problematyczne do momentu, gdy z uwagi na duże straty w pogłowiu goblińskim Urwig postanowił dać drapaka.

     Druga potyczka to dziewięć szkieletów próbujących zaatakować nocne obozowisko. Drakon zmiótł sześć z nich swoim zionięciem, a potem było już tylko dobijanie reszty. Więcej walki nie było. Głównym zmartwieniem drużyny było zdobywanie pożywienia i omijanie wszelkich miejsc zapowiadających kłopoty (jak leśna pieczara ze śladami humanoidalnych gadów przed jej wylotem).

     Teraz jednak spokojne czasy się kończą. Bohaterowie dotarli do Emerald Spire i jeszcze przed murami patrol Rycerzy Śmierci wyraźnie zasugerował im, jak sprawy się mają za murami tego miasta. Trzeba przyznać mojemu drakonowi i elfowi, że bardzo się starali unikać wszelkiego kozaczenia.

     BTW: szansa na encounter wynosiła 1/4 na dzień i tyle samo na noc. 28 takich losowań dało... cztery trafienia. Bogowie kostek wyraźnie postanowili stworzyć efekt ciszy przed burzą.

Komentarze

Popularne posty