Ab ovo

     Zebrało mi się dziś na wspomnienia.

     Gdy mieszkałeś w tak małym miasteczku jak Chodzież u progu istnienia III RP, to zasadniczo odcięty byłeś od rozrywek bardziej niszowych, niż piłka nożna czy planszowy „Eurobiznes”. Moim jedynym kontaktem z fantastyką były nieliczne książki w księgarni i „Fantastyka” w kioskach. To ten periodyk dał mi pierwszą, niejasną informację na temat RPG przy okazji publikacji kilku opowiastek o Gotreku Gurnissonie. Nadal nie za bardzo wiedziałem, co to właściwie jest, ale ziarno zostało zasiane.

     W 1993 roku rozpoczęły się moje studia i Chodzież zacząłem widywać tylko w weekendy. Teraz mój świat zaczął krążyć wokół Poznania... co przyniosło skutki czasem zupełnie niespodziewane. Już kilka tygodni po studenckiej inauguracji w kiosku Ruchu umiejscowionym w podziemiach pod Dworcem Głównym (RIP, padł ofiarą przebudowy tego miejsca) dojrzałem okładkę czasopisma, które widzicie z lewej strony i którego do dziś przechowywany przeze mnie egzemplarz stanowi dla mnie swoistą relikwię.

     Nie zastanawiałem się długo. Po pierwsze, nazwa kojarzyła mi się z polską inkarnacją legendarnego Talismana (to był mój pierwszy w sumie kontakt z fantastyką w grach), nieprzypadkowo zapewne. Po drugie, jakiś czas wcześniej jeden z redaktorów MiMa udzielił wywiadu w Secret Service, skąd dowiedziałem się, że istnieje w Polsce periodyk zajmujący się tymi tajemniczymi grami fabularnymi. No więc kupiłem. I wsiąkłem.

     MiM puszczał wtedy w odcinkach osławione Kryształy Czasu, które same w sobie byłyby tematem fajnego wpisu, choć zapewne wyważałbym dawno już otwarte drzwi. Wady tego systemu były rozległe, jak Labirynt Śmierci pod pałacem Katanów: statystyki rozbudowane do granic absurdu (osobna cecha odpowiedzialna za odporność na skamienienie jest tu jedną z moich ulubienic), mechanika walki wywołująca u mnie ból głowy itp smaczki spowodowały ostateczny upadek systemu.

     Ale młody Watcher jeszcze o tym nie wiedział, a nawet gdyby wiedział, mało by to go obchodziło.

     Czwarty numer MiMa, ten który jako pierwszy wpadł w moje ręce, prezentował system kreowania postaci. System był długi, skomplikowany, wymagał chyba kilkunastu rzutów k100... i całkowicie mnie zauroczył. Nie miałem jeszcze z kim grać, ale postaci wygenerowałem co najmniej kilka, urządzając im sparingi i wymyślając im fabularne tło. To właśnie te wirtualne byty, ten akt kreacji wciągnął mnie ostatecznie w RPG. Do dziś zresztą sekcje generowania postaci należą do moich ulubionych fragmentów podręczników, a i samo ich tworzenie bywa fascynującym preludium do późniejszych sesji. Nawet, jeśli nie są już to tak drobiazgowe procedury, jak w przypadku Kryształków (sentymentu do których nie zabije we mnie już żaden nienawistnik!).

     Swoją drogą, żadnemu z tych bohaterów nie było dane przemierzanie Orchii: w Kryształy grałem, ale jako Mistrz Gry...

   I jeszcze na koniec: to był zupełnie inny świat... Spójrzcie, jakie ciekawostki można było sobie wylosować w sekcji UŁOMNOŚCI...


   

Komentarze

Popularne posty