AD 2019
Był to dla mnie cudowny, erpegowy rok.
Nie znam niestety statystyk sesji z mojego pierwszego okresu grania w fabularniaki. Moje zapiski z tamtej złotej ery niestety zaginęły i chyba nigdy ich już nie odnajdę. Dokładnie za to znam liczby z mrocznego XXI stulecia, gdy na długo tego typu rozrywkę zburzyła mi dorosłość i rozpad grającej paczki. Oto one:
- 2007: 1 sesja (Wampir: Mroczne Wieki)
- 2008: -
- 2009: -
- 2010: 5 sesji (WFRP 3 edycja)
- 2011: 2 sesje (WFRP 3 edycja)
- 2012: 1 sesja (WFRP 3 edycja)
- 2013: -
- 2014: -
- 2015: 1 sesja (WFRP 3 edycja)
- 2016: -
- 2017: 10 sesji (5 Deathwatch, 5 D&D 5 edycja)
- 2018: 1 sesja (Deathwatch)
Przez cały wcześniejszy XXI wiek grałem więc 21 razy, wliczając w to nadaktywny rok 2017. Tymczasem w roku który właśnie minął wziąłem udział w szesnastu sesjach! Tak, to był cudowny rok. Najlepszy erpegowo w tym stuleciu.
Krótkie podsumowanie:
Thulkazar |
- 6 razy zagrałem w D&D4. Naprawdę, tej wyklętej edycji zawdzięczam sporo, to dzięki niej doszło do tego renesansu. Wszystko dlatego, że w obliczu zbliżającej się polonizacji "piątki" wielka trójka podręczników do "czwórki" nagle mocno staniała na Allegro (to zresztą chyba wszystko, co do tej edycji spolonizowano, najlepszy dowód klęski). Dzięki temu mogłem ponownie zebrać drużynę i wybrać się do mojego autorskiego Thulkazaru. Grało się całkiem nieźle, ale... mechanika naprawdę sprzyja tu bitewnej formie RPG, a ponieważ w międzyczasie pojawili się godni konkurenci, to kampania "czwórki" uległa bezterminowemu zawieszeniu... (graliśmy w dostosowany do D&D moduł "Emerald Spire" z Pathfindera)
- 4 razy zagrałem w WFRP4. Tu generalnie zamknąłem moją minikampanię, która osnuta była wokół rozbudowanego nieco przeze mnie scenariusza "Kontrakt Oldenhallera" z Pierdycji. Grało się nieźle i co jakiś czas słyszę nawoływania do powrotu do Starego Świata, ale... no jednak ta fajna prostota zasad dedekowych ciągnie mnie obecnie bardziej. Ale wrócę jeszcze, bo klimat warhammerowy zawsze mnie ciągnął
- 5 razy zagrałem w D&D5. Tu wróciłem po prostu do zawieszonej w 2017 roku kampanii ze startera, "Lost Mine of Phandelver". Tu mam chyba najfajniejsze wspomnienia, bo mechanika piątych dedeków absolutnie przypadła mi do gustu, łatwa, przejrzysta, uniwersalna. A w okolicach Phandalinu nadal będziemy siedzieć, bo pomimo już DZIESIĘCIU sesji, mojej drużynie nadal nie udało się jej skończyć (sądzę jednak, że tym razem już naprawdę potrzebują jednej sesji do finału).
- 1 raz zagrałem w najnowszy Zew Cthulhu... i to jako gracz! Przygoda była prosta, startowa, chciałbym posmakować systemu bardziej, ale na razie nie udało się tematu pociągnąć.
W przyszłym roku chciałbym wyrównać choćby te rekordowe osiągi. Myślę, że trwać będzie panowanie D&D5: mam plan dokończenia "Lost Mine", a potem choć na chwilę odskoczyć od Forgotten Realms przechodząc do projektowanej od jakiegoś czasu sandboksowej kampanii w Thulkazarze (a jak to się skończy, pociągnę dalej drużynę z Phandalinu). Poza tym, z pewnością wznowię wędrówkę przez Reikland... no i chcę też użyć po raz pierwszy zakupionego jeszcze w poprzednim stuleciu podręcznika do Earthdawna. Jest jeszcze projekt zapoznania się z Roll20 (tam prawdopodobnie już z innymi graczami jeszcze raz ruszę ku zaginionej kopalnii Wave Echo Cave)...
Komentarze
Prześlij komentarz