Za garść szelągów więcej

      Mitflity miały na imię Kif, Karl i Raven. W swoim plemieniu uważani byli za ekspertów tresury. Rozumieli swoich podopiecznych jak mało kto. Ogromne musze larwy odwdzięczały im się lojalnością niespotykaną w ich sześcionogim społeczeństwie. Kto inny na przykład wpadłby na to, by karmić czerwia skórzanymi ciżmami pechowych wędrowców? Pucuś, ich ulubiony pupil uwielbiał przeżuwać to obuwie, traktując tkwiące w nich stopy jak przyprawę podkreślającą smak.

     Cały ich świat, cały ten ekosystem sympatii i wzajemnego zrozumienia runął, gdy w wielkiej hali Gauntlight Keep, ich ulubionym placu treningowym pojawiła się szóstka psychopatycznych morderców. Drużyna CMF.

     Przypomnę, to już trzeci odcinek naszej sagi. Odcinki są krótkie, bo i czasu nie mamy zbyt wiele: jakoś tak utrwaliło się, że działamy 1,5 godziny. Tym razem były one wypełnione zabijaniem.

     Edmund Szeląg, investigator (Meler) z obsesją na punkcie odnalezienia tajemniczej Namibii doprowadził drużynę do ruin ponurego zamczyska, z którego od jakiegoś czasu dobywało się upiorne światło. To on jako pierwszy wszedł do hali treningowej, ale nie on pierwszy zadał ciosy. Zrobili to Kif, Karl i Raven, zasypując Branika Żelazną Szczękę gradem miniaturowych strzałek, testując układ odpornościowy krasnoluda (Kolek) na okoliczność infekcji koprogenicznej. 

     Wojownik to przetrwał. Nie takie rzeczy się w niego już w przeszłości wbijały.

     Na tyłach frontu też działy się dramatyczne rzeczy. Bena D. Lighta (Z0nk) ogarnął nietypowy dla niego bojowy ferwor i przepychając się ku wrażym mitflitom... zepchnął do rzeki opływającej twierdzę Maximilliusa (Misiek). Na wyciąganiu go z tego ścieku nasz czarodziej stracił całą resztę swojej rundy. 

Grogho spełniający swe marzenia
     Generalnie, początek tej walki nie wystawiał drużynie szczególnie dobrej oceny. Goblin (Grogho Dybuk, Brachu) rzucał kwasem i w podnieceniu fatalnie chybiał, Szeląg machał rapierem pozując na intelektualistę i fatalnie chybiał, Daren "Zakład" Corvane (Sensei) po prostu się skradał a Ben, gdy już wyciągnął wściekłego Maximilliusa z rzeki, miotał w mitflity i fatalnie chybiał.

     Wtedy do akcji wszedł łotr.

     Corvane wyskoczył z cieni i usiekł Karla. Ten sukces wprawił go w taką ekscytację, że nie zauważył
szarżującego PUCUSIA, który wściekły z powodu jego umierających opiekunów (mniej więcej w tym samym czasie Branik ubił Ravena a Maximillius Kifa), z furią rzucił się na uroczego złodzieja. Ugryzł go, uścisnął... Corvane zdołał jeszcze wbić w niego swój sztylet (i zachorować po oblaniu go czerwiowymi wnętrznościami), po czym padł bez przytomności. Pucuś zaryczał bezgłośnie pieśń zemsty.

     Po czym umarł, zmasakrowany toporem Branika Żelaznej Szczęki.

     Koniec walki! No, prawie koniec, bo Grogho przypadkowo ożywił jeszcze zmasakrowane zwłoki muchoida swoim eliksirem życia, ale pomińmy milczeniem ten wstydliwy incydent.

     Dybuk ocucił Darena, Ben sięgnął po manierkę z lekarstwem, Daren uznał, że ma dość i chce wracać. I kto wie, może wróciliby do Otari gdyby nie fakt, że w Edmunda Szeląga wstąpił wzmożony duch przygody. Wygłosił wspaniałą mowę motywacyjną po której niemal cała drużyna uznała, że warto byłoby tu jeszcze trochę poeksplorować. Niemal, bo Corvane miał inne zdanie... do momentu, w którym Szeląg zagroził że po prostu go tu zostawi. Łotr uznał, że z trzema HP nie warto dzielić drużyny i ruszył w mroczne czeluści Gauntlight Keep.

     Mroczne dla wielu, ale przecież nie dla krasnoluda, który z miejsca znalazł dwoje tajnych drzwi. Za jednymi z nich znajdowały się schody wiodące gdzieś pod ziemię......

CDN!!!


Szeląg testujący retorykę

     

Komentarze

  1. To ja Grogho Dybuk, nie chwaląc się uczyniłem, tj. zabijając tą larwę. Ożywienie nastąpiło w wyniku pomyłki, bo miał zostać ożywiony Daren.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty