Buba na gigancie

     Tydzień temu drużyna moich bohaterów brnących przez kampanię Lost Mine of Phandelver przypuściła atak na posiadłość Tressendar zajmowaną przez gang Czerwonych Płaszczy. Przygoda urwała się w momencie ucieczki przywódcy gangu, Szklanej Różdżki, który dał nogę odwracając przy okazji uwagę uwagę drużyny szczurem - familiarem. Niepoślednią rolę w szturmie odegrał ogr Buba, który odbywał swój własny, prywatny quest "odzyskać bębenek".

     W ataku uczestniczyło trio: Thoradin (krasnolud, kleryk który dziś dopiero przypomniał sobie, że wyznaje Silvanusa, 4 lvl); Garret Tealeaf (niziołek, łotr, 4 lvl); Aquantus (człowiek - wojownik, treser ogrów, 3 lvl). Z Bubą stanowili niszczycielski kwartet, który przetoczył się jak burza przez gang, który tak długo terroryzował Fandalin. Poszło tak dobrze, że koledzy postanowili eksplorować piwnice dworu dalej, szukając skarbów i chwały. I bębenka Buby, o nim przecież nie można zapomnieć.

     Początkowo szło tak łatwo, jak ostatnio. Czterej ostatni Redbrandzi w lokacji odnalezieni w sali
Prezerwatywa
jadalnej padli ofiarą drużyny zawstydzająco łatwo, ostatni z nich był nawet na tyle uprzejmy, że upadł malowniczo w drzwiach podczas ucieczki z toporkiem Thoradina między łopatkami. Przy okazji w drużynie wzrosła nagle fascynacja teologią, gdy kleryk zaczął używać czaru nazwanego od razu Prezerwatywą (Preserve Life), trzymając jednocześnie symbol swego bóstwa (to wtedy Thoradin desperacko zaczął przypominać sobie, kogo właściwie wyznaje, chcąc odeprzeć złośliwe sugestie, że ten symbol to prezerwatywa właśnie). Potem jednak zaczęły się kłopoty... pojawiły się bowiem bugbeary (no dobra... strachuny).

     Strachuny były twarde twardością moich rzutów. Dwa chyba (a może nawet trzy?) kolejne krytyki zostawiły Garreta na jednym HP, a i Buba nie był nietknięty. Ogr poraniony to jednak ogr wściekły. Potworne ciosy jego maczugi zmasakrowały wrogów, ratując sytuację. Przy okazji, w ich ręce dostał się jeniec: strachuny prowadziły ze sobą goblina Droopa, który na początku starcia ze strachu stracił przytomność.

     Przesłuchanie zielonoskórego upewniło drużynę, że Iarno Albrek/Szklana Różdżka kontaktował się z siedzącym w World Echo Cave Czarnym Pająkiem, tajemniczym mastermindem tutejszych szwarccharakterów. Ukontentowani tym bohaterowie podjęli wtedy brzemienną w skutki decyzję. Postanowili odpocząć. Thoradin wystrzelał się niemal ze wszystkich swych czarów, Garret ledwo stał na nogach... odpoczynek wydawał się dobrą opcją.

     Chyba nie był.

     Pozostawiony samemu sobie Buba zaczął się pożywiać. Jadł jednego martwego Czerwonego Płaszcza po drugim, docierając w ten sposób do uwolnionych w poprzedniej sesji więźniów nie mogących przeskoczyć przecinającej korytarz pułapki. Ich zabił również, zjadł i doszedł do dwóch wniosków. Po pierwsze, świeżo zabici ludzie smakowali zdecydowanie najlepiej. Po drugie, skoro dotąd Fandalinu strzegły Czerwone Płaszcze, a teraz Czerwone Płaszcze chyba nie żyły...

     Buba wylazł na powierzchnię i ruszył ku miasteczku. W "Śpiącym gigancie", lokalnej karczmie, znalazł ostatnie trzy Czerwone Płaszcze na Wybrzeżu Mieczy (poza Garretem, który tym faktem szczególnie często się nie chwalił). Zabił je, zabił karczmarza, ale podczas walki zaprószył ogień. Rycząc przeraźliwie i płonąc jednocześnie, ogr pobiegł dalej, szerząc śmierć i pożogę. Po czym zniknął, nie niepokojony przez przerażonych mieszkańców.

Buba spuszczony ze smyczy, krzyżykami zaznaczona fala ognia

     Kwartet zmieniony w trio oczywiście przyłączył się do powszechnego oburzenia, starannie ukrywając swoje powiązanie z ogrem. Na szczęście nikt nie słuchał Droopa, którego żądni krwi mieszkańcy rzucili w płomienie pochłaniające "Śpiącego Giganta". Taak, powrót drużyny był brutalny i krwawy.

     Następnego dnia podjęto decyzję o marszu na World Echo Cave. Gundren Rockseeker nie był w stanie ruszyć do swojej ukochanej kopalni, ale inny uratowany wcześniej przez drużynę NPC, Sildar Hallwinter dowiedziawszy się, że Szklana Różdżka to w istocie Iarno Albrek, renegat z Sojuszu Lordów, postanowił udać się tam wraz z nimi. Objuczeni nowymi zakupami i lżejsi od większości złota bohaterowie ruszyli na północ. Trwająca cały dzień droga raz tylko została zakłócona przez wędrującego sowoniedźwiedzia, którego niemal w pojedynkę załatwił Thoradin Mighty Plaskaczem (czyli stosując Inflict Wounds oczywiście). Długą drogę przebyli moi awanturnicy, których na początku tej kampanii inny sowoniedźwiedź niemal zabił...

Komentarze

Popularne posty