Tressendar Manor
Ponad dwa lata temu urwała się nam w połowie kampania Lost Mine of Phandelver. Urwała się nie z jej powodu: po prostu na jakiś czas realne życie odebrało swoje myto. Teraz jednak nastąpił powrót, szósta sesja spędzona na poszukiwaniach zaginionej krasnoludzkiej kopalni (tu znajdziecie pierwszą, drugą, trzecią, czwartą i piątą część kampanii).
Przygodę rozpoczęła ta sama trójka, która dwa lata temu ją urwała: Thoradin (krasnoludzki kleryk zwany Plaskaczem, od ulubionego czaru (Inflict Wounds), 4 lvl); Garret Tealeaf (niziołek - kryminalista z głową wypełnioną mrokiem i złymi przeczuciami, 4 lvl) i Aquantus (człowiek - wojownik, szlachcic którego jedynym majątkiem był tytuł, 2 lvl). Znajdowali się w Neverwinter Wood, w pobliżu zamku Cragmaw, który przed chwilą (przed dwoma laty) splądrowali. Był tam też zniszczony wielodniowymi torturami Gundren Rockseeker, ich krasnoludzki pracodawca (a prywatnie też kuzyn Thoradina).
Postanowili wrócić do Phandalinu, gdzie wciąż czekali na nich gangsterzy z Czerwonych Płaszczów i ich tajemniczy szef, Szklana Różdżka.
Powrót z użyciem tabeli spotkań losowych okazał się być najlepszą, najwspanialszą częścią sesji. Długo było spokojnie, aż tu nagle na kilka zaledwie mil przed Phandalinem kostki wygenerowały graczom na trakcie wkurzonego ogra. Mocno wkurzonego ogra.
Uznałem, że jest drobna szansa na to, że event nie skończy się starcią. Rzuciłem szóstką na przygotowaną naprędce tabelkę z nastawieniem: wyszło mi "nieufne". Czemu ogr był wkurzony? Rzuciłem trzy Story Cubes, wyszedł mi statek, piszczałka i krasnolud. Drakkaru na szybko nie potrafiłem zinterpretować, ale piszczałka przetransformowała mi się w głowie w ulubiony żelazny bębenek potwora... który rzecz jasna podwędził mu jakiś krasnolud. Co ogr opisał teraz bohaterom, wciskając wszędzie wulgaryzmy zamiast znaków przestankowych. A ponieważ bohaterowie nie zdołali go przekonać, że Thoradin nie jest ściganym przez niego złodziejem ("ma przecież brodę i owłosioną dupę, zupełnie jak tamten"), to ogr jednak zaatakował.
Ale to jeszcze nie koniec.
Aquantus okazał się być upartym szlachetką. Pod koniec trzeciej rundy starcia, gdy ogr obficie już krwawił, szlachcic odskoczył... i znowu zaczął na szybko negocjować. Chwiejący się już na swoich masywnych nogach gigant zaczął słuchać. Aquantus był tak przekonujący, że postanowiłem dać mu nikłą szansę na przekonanie tego idioty o niewinności grupy. Trudność testu: 21. I Aquantus to rzucił.
DRUŻYNA MIAŁA TERAZ WŁASNEGO OGRA.
Buba (bo tak nazywał się nowy członek drużyny) został przekonany, że bębenek ukradły mu Czerwone Płaszcze. Znał je, a jakże. Znał i nie lubił. Nie kojarzył co prawda wśród nich krasnoludów, ale człeczyna który go oszczędził musiał być dobrym człeczyną, a dobre człeczyny przecież nie kłamią. W jego ogrzym sercu gniew został już na dobre przekierowany ku bandzie terroryzującej Phandelver. Thoradin go podleczył, po czym Buba ruszył na podbój Tressendar Manor, siedziby gangu obok miasteczka.
Z półtonowym, szaroskórym czołgiem atak był formalnością.
Drużyna przez podziemia dworu przebiła się jak burza. Czerwone Płaszcze umierały, kolejne wrota ustępowały pod bubową maczugą, a bohaterowie zbierali złoto i porzuconą broń. Owszem, ogr stracił 1/3 żywotności; owszem, Thoradin wystrzelał się z połowy swoich czarów... ale ani ludzie, ani nieumarli, ani nawet nothic nie potrafili stawić im skutecznego oporu. ŻADNA WALKA NIE TRWAŁA DŁUŻEJ, NIŻ TRZY RUNDY! Jedynie na końcu bohaterów spotkała drobna porażka: nie zrozumieli, że ciekawski szczur w alchemicznej pracowni był w istocie kamerą szpiegowską Szklanej Różdżki - mag będący przywódcą Czerwonych Płaszczy zdołał uciec. Został po nim tylko list, z którego drużyna dowiedziała się dwóch rzeczy: prawdziwe miano Szklanej Różdżki brzmiało Iarno Albrek, a w dodatku nie był to główny szwarccharakter regionu: Albrek służył komuś podpisującym się piktogramem z czarnym pająkiem...
Przypominam: drużyna ma częściowo oswojonego ogra. Ciekawe, jak będą go karmić...
Przygodę rozpoczęła ta sama trójka, która dwa lata temu ją urwała: Thoradin (krasnoludzki kleryk zwany Plaskaczem, od ulubionego czaru (Inflict Wounds), 4 lvl); Garret Tealeaf (niziołek - kryminalista z głową wypełnioną mrokiem i złymi przeczuciami, 4 lvl) i Aquantus (człowiek - wojownik, szlachcic którego jedynym majątkiem był tytuł, 2 lvl). Znajdowali się w Neverwinter Wood, w pobliżu zamku Cragmaw, który przed chwilą (przed dwoma laty) splądrowali. Był tam też zniszczony wielodniowymi torturami Gundren Rockseeker, ich krasnoludzki pracodawca (a prywatnie też kuzyn Thoradina).
Postanowili wrócić do Phandalinu, gdzie wciąż czekali na nich gangsterzy z Czerwonych Płaszczów i ich tajemniczy szef, Szklana Różdżka.
Powrót z użyciem tabeli spotkań losowych okazał się być najlepszą, najwspanialszą częścią sesji. Długo było spokojnie, aż tu nagle na kilka zaledwie mil przed Phandalinem kostki wygenerowały graczom na trakcie wkurzonego ogra. Mocno wkurzonego ogra.
Uznałem, że jest drobna szansa na to, że event nie skończy się starcią. Rzuciłem szóstką na przygotowaną naprędce tabelkę z nastawieniem: wyszło mi "nieufne". Czemu ogr był wkurzony? Rzuciłem trzy Story Cubes, wyszedł mi statek, piszczałka i krasnolud. Drakkaru na szybko nie potrafiłem zinterpretować, ale piszczałka przetransformowała mi się w głowie w ulubiony żelazny bębenek potwora... który rzecz jasna podwędził mu jakiś krasnolud. Co ogr opisał teraz bohaterom, wciskając wszędzie wulgaryzmy zamiast znaków przestankowych. A ponieważ bohaterowie nie zdołali go przekonać, że Thoradin nie jest ściganym przez niego złodziejem ("ma przecież brodę i owłosioną dupę, zupełnie jak tamten"), to ogr jednak zaatakował.
Ale to jeszcze nie koniec.
Aquantus okazał się być upartym szlachetką. Pod koniec trzeciej rundy starcia, gdy ogr obficie już krwawił, szlachcic odskoczył... i znowu zaczął na szybko negocjować. Chwiejący się już na swoich masywnych nogach gigant zaczął słuchać. Aquantus był tak przekonujący, że postanowiłem dać mu nikłą szansę na przekonanie tego idioty o niewinności grupy. Trudność testu: 21. I Aquantus to rzucił.
DRUŻYNA MIAŁA TERAZ WŁASNEGO OGRA.
Buba (bo tak nazywał się nowy członek drużyny) został przekonany, że bębenek ukradły mu Czerwone Płaszcze. Znał je, a jakże. Znał i nie lubił. Nie kojarzył co prawda wśród nich krasnoludów, ale człeczyna który go oszczędził musiał być dobrym człeczyną, a dobre człeczyny przecież nie kłamią. W jego ogrzym sercu gniew został już na dobre przekierowany ku bandzie terroryzującej Phandelver. Thoradin go podleczył, po czym Buba ruszył na podbój Tressendar Manor, siedziby gangu obok miasteczka.
Z półtonowym, szaroskórym czołgiem atak był formalnością.
Drużyna przez podziemia dworu przebiła się jak burza. Czerwone Płaszcze umierały, kolejne wrota ustępowały pod bubową maczugą, a bohaterowie zbierali złoto i porzuconą broń. Owszem, ogr stracił 1/3 żywotności; owszem, Thoradin wystrzelał się z połowy swoich czarów... ale ani ludzie, ani nieumarli, ani nawet nothic nie potrafili stawić im skutecznego oporu. ŻADNA WALKA NIE TRWAŁA DŁUŻEJ, NIŻ TRZY RUNDY! Jedynie na końcu bohaterów spotkała drobna porażka: nie zrozumieli, że ciekawski szczur w alchemicznej pracowni był w istocie kamerą szpiegowską Szklanej Różdżki - mag będący przywódcą Czerwonych Płaszczy zdołał uciec. Został po nim tylko list, z którego drużyna dowiedziała się dwóch rzeczy: prawdziwe miano Szklanej Różdżki brzmiało Iarno Albrek, a w dodatku nie był to główny szwarccharakter regionu: Albrek służył komuś podpisującym się piktogramem z czarnym pająkiem...
Przypominam: drużyna ma częściowo oswojonego ogra. Ciekawe, jak będą go karmić...
będzie zjadał pokonanych :)
OdpowiedzUsuńRobi się dziwniej i dziwniej :D
OdpowiedzUsuń