Synowie Solkana

     Nie wiem, czy pamiętacie, ale dwa lata temu zainicjowałem na swoim prywatnym forum sandboksową kampanię w Labyrinth Lord. Jej streszczenie pojawiło się na Thanirze w trzech odcinkach: tu, tu i jeszcze tutaj. Kampania się toczyła, zwalniała, zwalniała... aż stanęła w ogóle. Niedawno jednak została wznowiona, więc raportuję ciąg dalszy!

     W przygodzie brali udział: Karl, twardy wojownik z Imperium swoje kłopoty rozwiązujący dwuręcznym mieczem (1 lvl, 6 hp); Cirnis, złodziej o sercu wypełnionym fatalizmem (1 lvl, 4 hp); Tautilus, początkujący mag (1 lvl, 2 hp). Było też trzech przybocznych (dwóch magów i złodziej) oraz dwóch enpeców: krasnoludzki poszukiwacz starożytności Vraddi oraz jego ochroniarz Fili (tak, też krasnolud). Właśnie zostali solidnie pokiereszowani przez ghule w pewnych starożytnych podziemiach i zamierzali wrócić do Styrtii, bezpiecznej przystani.

     Los jednak chciał inaczej.

     Podczas nocnego biwaku zaatakował ich drapieżny drzewiec. Lekcja, jaką drużyna wyniosła z podziemi brzmi: starcie kończy się śmiercią nie tylko tego złego. Uciekli więc, trochę tracąc orientację, gdzie właściwie są. Wyczerpująca nocna ucieczka wyprowadziła ich z Vogelwadu prosto na bagna nad Stacnekiem, a potem... do następnego lasu. I do następnego drzewca.

     Jasnolistna była dla odmiany przyjazna. Drzewczyni miała przyjaciół - ludzi, o których się martwiła. Rodzina miejscowych węglarzy, Kohlenmilnerów miała poważne kłopoty: głowa rodziny Horst zaginął, a jego żona i syn zachorowali. Jasnolistna miała dla nich zioła, drużyna posłużyła jej za kurierów (Jasnolistna była drzewcem stacjonarnym).

     Tyle, że Jasnolistna martwiła się niepotrzebnie, Kohlenmilnerowie byli już zdrowi. Mieli za to niepokojących gości.

     Zygfryd de Loewe i Reinhard Stern. Dwaj rycerze Solkana. A z wyznawcami Solkana drużyna miała całkiem świeże porachunki... Pomni lekcji z podziemi, postawili jednak na odrzucenie przemocy, tym bardziej, że obaj rycerze wyglądali na poważnych przeciwników. Reinhard zresztą wyraźnie rwał się do bitki, powodowany żarem fanatyzmu w sercu, ale starszy od niego Zygfryd był dyplomatą, próbującym raczej wyciągnąć od kompanionów informacje. Nie wyciągnął wiele i wszystko wskazywało już na to, że konfrontacji nie będzie... gdy okazało się, że rycerze Solkana w zamian za wcześniejsze wyleczenie rodziny Kohlenmilnerów wymogli na Arnoldzie, synu pani Kohlenmilner wstąpienie w szeregi ich zakonu.

     Samotna matka, która w krótkim czasie straciłaby i męża i syna, ta wizja chyba nieco poruszyła czarne serce Cirnisa. Fatalistyczny złodziej nagle niedwuznacznie zagroził przemocą, co więcej, wyznał Zygfrydowi de Loewe że to oni zabili Berengara, szalonego solkanitę z kilkoma osobowościami w głowie.

     De Loewe szybko przeliczył w głowie  drużynę i wyszła mu liczba osiem. Dwóch solkanitów, ośmiu awanturników którzy potrafili zabić cały patrol zakonu.

     Reinhard już sięgał po miecz, ale Zygfryd odstąpił. Rzucił kilka grzecznościowych uwag o wybaczaniu i rycerze boga sprawiedliwości odjechali.

     Z pewnością ich już nie zobaczymy, prawda?

Komentarze

Popularne posty