Menace Under Otari

 

 

     Dziś po raz drugi zagraliśmy w drugą edycję Pathfindera, pierwszy raz na żywo (pierwszy raz poleciał na roll20). Z grubsza była to ta sama drużyna, aczkolwiek z pewnymi roszadami: gracz prowadzący Valerosa nie dotarł, więc i Valerosa nie było, a Ezren, pierwszopoziomowy czarodziej, przejęty został przez Balistę. Poza tym w sesji udział wzięli Merisiel (elfia łotrzyca prowadzona przez Carnisa) oraz Fumbus, gobliński alchemik prowadzony przez Julka.

     Użyliśmy kupionego przeze mnie Beginner Boxa z jego startową przygodą (Menace Under Otari), wraz z tą całą dobrocią żetonów i mapy (wbrew sugestii twórców na mapie zastosowałem "fog of war"). Generalnie jestem z tego zakupu bardzo zadowolony: żetony są bardzo ok, mapka też, a przygoda... no cóż, jak to starter: railroad mający nauczyć graczy podstaw. W piwnicach pod hurtownią rybną w Otari coś się zalęgło, coś głodnego i nienażartego. No i Tamily Tanderveil, właścicielka budynku, zleciła inspekcję naszym bohaterom. Kto wie, może słyszała już o ich wyczynach z miasteczka Salvoy...

     Pani Tanderveil jakimś cudem nie zauważyła w owej piwnicy wielkiej dziury, z której korzystały szczury wielkie niczym psy. Pierwsze starcie... i chyba najbardziej wymagające na całej sesji, Merisiel padła i sytuację musieli ratować jej dwaj koledzy... ze szczególnym uwzględnieniem tego bezczelnego, zielonoskórego malca. Potem było już lepiej: wielki pająk z pieczary obok (zaatakował graczy po tym, jak goblin chciał podpalić mu dom) legł w zaledwie dwie rundy, a cztery koboldy nieco dalej... chyba również w dwie.

     Drużyna trafiła następnie do podziemnej kaplicy Abadara i nagle zamiast mięśni, wysilać musiała zacząć mózgi. Z jakiegoś powodu kult boga obfitości, pieniędzy i cywilizacji postanowił umieścić tu łamigłówkę - rozszyfrowała ją Merisiel, co nagrodzone zostało otwarciem komnaty z mnóstwem pieniędzy, magicznym mieczem, szmaragdem, mechanizmem uruchamiającym pułapkę w pomieszczeniu obok... i koboldem uruchamiającym tę pułapkę. Kobold był tak przejęty funkcją, że nie zauważył wkradającej się Merisiel, która ubiła biedaka.

     A potem... a potem nastąpił najlepszy moment sesji. Merisiel pociągnęła za dźwignię i pułapka w sąsiedniej komnacie przeszyła włócznią stojącego przy drzwiach kolejnego kobolda. Elfka w tym momencie zrujnowała sobie gardło i skrzecząc niczym kobold zaczęła przepraszać wkurzonych kolegów, że to pomyłka i żeby nie mieli żalu. Po czym pociągnęła jeszcze raz dźwignię zabijając kolejnego.

     Co wtedy było śmiechu :)

     Gdy reszta koboldów zorientowała się, że w komnacie obok chyba stało się coś złego, sesja została przerwana z uwagi na późną godzinę. CDN! Oby!!

Komentarze

Popularne posty