Torment and Legacy

 

     Dziś druga już sesja w tym roku, oczywiście znowu na rollu20. I od razu premiera systemowa dla mnie: zagraliśmy w Pathfindera :)

     Od dawna się szykowałem na ten system. Wydawał mi się na tyle podobny do dedeków, że nie będzie wymagał ode mnie wielkiego wysiłku by się go nauczyć, a przy tym ma wiele dodatków, które sprawiają, iż rozwój bohaterów może być tu chyba ciekawszy niż w dungeonsach. Ta pierwsza przesłanka okazała się być generalnie prawdziwa, choć zdaję sobie sprawę z tego, że może to skutkować wieloma fałszywymi podobieństwami, że przynajmniej przez jakiś czas moje sesje mogą tu być swego rodzaju melanżem dwóch systemów.

     Ostatecznym argumentem za poświęceniem tego wieczoru Pathfinderowi 2.0 okazało się być odkrycie przeze mnie, że Paizo przyszykowało całkowicie darmowy moduł z taką przygodą dla początkujących (Torment and Legacy). Predefiniowane postacie, gotowa mapka... tak, jeśli masz dwie godziny czasu i chcesz trochę poduczyć się nowego systemu, to ta opcja była bardzo kusząca.

     Na wyprawę do Golarionu wyruszyło czworo śmiałków:
  • Ezren grany przez Grega, aspirujący do wielkości mag/człowiek o gołębim sercu
  • Fumbus grany przez Julka, gobliński alchemik (ten goblin to była prawdziwa ozdoba sesji, w ogóle pomysł, by do grywalnych ras (dziedzictw kulturowych) dodać gobliny uważam za strzał w dziesiątkę drugiej edycji Pathfindera
  • Merisiel, elfia łotrzyca prowadzona przez Tomka
  • Valeros, człowiek - wojownik prowadzony przez Drzewca, mały czołg w pozłacanej zbroi
     Przygoda jest miniaturowa. Drużyna ruszyła w pogoń za ogrzym porywaczem, który pojmał akurat Lazino, mędrca z miasteczka Salvoy. By drużyna nie wkładała mistrzowi kija w szprychy (ostatecznie to tak jakby sesja startowa), przygoda zaczyna się już po tym, jak przyjęła to zlecenie i wspina się po śladach ogra na szczyt wzgórza. Merisiel całkiem udatnie dokonała zwiadu, po czym drużyna postanowiła postawić na rozwiązanie siłowe i zaatakować porywacza. Zaskoczenie wyszło częściowo, Ezrenowi pomyliły się czary i zamiast pchnąć w ogra elektrycznością, zapalił nad sobą magiczny reflektor... tym niemniej jednak goblin zdążył rzucić w osiłka butelką z kwasem, a Merisiel wrazić olbrzymowi sztylet w lewy pośladek. Starcie trwało chyba cztery rundy i skończyło się sukcesem drużyny, nawet pomimo tego, że łuk elektryczny rzucony przeciw ogrowi przez Ezrena... przeskoczył jeszcze na Fumbusa, prawie go zabijając.

     To jeszcze nie koniec: po kilku minutach na miejsce teleportowała się miejscowa dziewczyna, Haanar, która była zleceniodawczynią porwania. Haanar była changelingiem (podmieńcem?), prawda o tym była dotąd przed nią ukrywana przez zarówno jej ojca, jak i Lazina. Teraz przyszła po prawdę i zemstę. W tym momencie jednak Valeros, który przez przypadek podczas jej teleportacji znalazł się tuż obok niej, wzbił się na szczyty swej retorycznej swady i zdołał przekonać dziewczynę, że przemoc jest drogą donikąd i lepiej spróbować się dostosować do życia z ludźmi, zamiast pogrążyć się w celebrowaniu zemsty. To, że gadka okazała się skuteczna, najbardziej zdziwiło chyba samego Valerosa.

     I tyle. Nie jest to przygoda, która pokazuje system w pełnej jego chwale, trochę szkoda. Walka i odrobina socjalnych interakcji, ot co. Tym niemniej, darowanemu koniowi nie sprawdza się uzębienia, ładne tokeny, uzupełnione karty postaci, ładna mapka, to wszystko jest mimo wszystko miłym gestem Paizo i roll20. Dzięki! A sam Pathfinder? Na razie mogę powiedzieć jedno: system z trzema akcjami w turze jest BARDZO ok. Będę chciał pociągnąć tę kampanię :)





Komentarze

Popularne posty