Ostatnia szarża Klarga
Drużyna ledwo żyje
Grogho Dybuk
Drużyna CMF po raz trzeci już zanurzyła się w świat Zapomnianych Królestw. W poprzednim odcinku rozpoczęła eksplorację podziemi goblińskiego plemienia Cragmaw i poczynała sobie całkiem zgrabnie, pomijając może pewnego nieprzytomnego półorka. Dziś kontynuowała swoją speleologiczną przygodę.
Pięcioosobową kompanię tworzą: Grogho Dybuk, półorczy barbarzyńca który w młodości naczytał się chyba poradników dla sowieckich strategów; Aelar, elfi mnich marzący o zabijaniu pięściami i słowem (ciętym i złośliwym); Ard Beor, który narzucił sobie kapłańskie wyzwanie wytrzymania ostrouchych złośliwości Aelara w stoickim spokoju, którego uczył go kiedyś mentor Soi Kraits; Bertold Droverson który rzucił naukową karierę blado wyglądającą przy możliwościach oferowanych przez fach paladyna i wreszcie Illithor, drugi drużynowy leśny elf (ten akurat nie prowadzi wiecznej wojny z Ard Beorem), który uważa, że w dyskusji dobrze jest mieć argumenty z dobrze osadzonymi lotkami.
Hallwinter |
Na wstępie drużyna zrobiła sobie godzinny popas, by zdemolowany wcześniej przez gobliny półork mógł dojść do siebie. Przy okazji spróbowano docucić (prawie go dusząc przy okazji) odbitego z zielonoskórych rąk jeńca: wojownik okazał się być eskortą pechowego Gundrena Rockseekera, krasnoluda którego odnalezienie było aktualnie wiodącym questem naszych awanturników. Nazywał się Sildar Hallwinter i miał sporo informacji: atak goblinów nie był przypadkowy, mocodawcą był tajemniczy Czarny Pająk, krasnoluda już gdzieś odwieziono, wraz z mapą Jaskiń Echa Fali. Co więcej, bohaterowie nie eksterminowali jeszcze wszystkich tutejszych mieszkańców, gdzieś tu znajdował się jeszcze dwór Króla Klarga, strachuna który obwołał się władcą całego pogórza. Może warto by go przesłuchać? Gundrena jakoś trzeba przecież znaleźć...
Ruszyli więc. Sildar, pomimo 2 pkt hp uparł się, by iść z nimi, podobnie Grogho, który tych punktów miał aż 4. Przez chwilę szło im zresztą całkiem dobrze. Gdy Ard Beor wytropił goblińskiego wypatrywacza, Illithor załatwił go jedną, dobrze wymierzoną strzałą. Chyba to wbiło drużynę w zbytnią pewność siebie...
Szli naprzód nie zachowując żadnych środków bezpieczeństwa. W efekcie dosłownie wpadli na dwa gobliny w kolejnej pieczarze. Właściwie trzy, ale jeden szybko czmychnął (po posiłki, jak się szybko okazało). Gobliny stawiły zażarty opór, wsparty nieoczekiwanym wsparciem ze strony Aelara (który rzucił mnisią strzałką prosto w plecy Bertolda, zostawiając go bodajże z dwoma hapekami), ale w końcu miecz Hallwintera i pięści Aelara go skruszyły.
Wtedy jednak do szarży przeszła chorągiew wielkiego mistrza... tfu, Króla Klarga.
Drużyna miała jednak po swojej stronie strzały Illithora. Król umarł.
Dawno już TPK nie było u mnie tak bliskie. Początek kampanii "Lost Mine of Phandelver" jest zaiste morderczy. Nierozwinięci jeszcze bohaterowie raz po raz witają się ze śmiercią. Tym niemniej, życie zwyciężyło raz jeszcze! Jeszcze nigdy nie przeżyłem całodrużynowej zagłady i mam nadzieję, że ten stan rzeczy potrwa dłużej :)
A duet roll20+Discord jak zwykle dał radę :)
Pff i skupił się na strzałce w plecach paladyna, a nie na pięknym wślizgu pod nogami łowcy i rozkwaszeniu mordy goblina.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą nasza drużyna umrze od czegoś bardzo kompromitującego, czuję to.
Pracujecie nad tym z wielką determinacją :D
UsuńJest szansa, że że starości albo od docinek Aelara.
OdpowiedzUsuńŚmierć ze starości wydaje mi się ekstremalnie mało prawdopodobna :)
Usuń