Jaskinia goblinów

     Druga sesja w roll20 za mną! Za mną i nie tylko, bo przecież nie byłem tam sam: wesoła kompania z CMF była tam znowu ze mną, kampania Lost Mine of Phandelver zyskała swoją kontynuację.
Looming threat ;)

     Idziemy wolnym, niespiesznym tempem, gdyż obecne szalone, kwarantannowe dni trochę ograniczają nam wolne widełki czasowe. Zwyczajem staje się powoli dwugodzinna sesja, trochę krótka, ale pozwalająca już na posmakowanie klimatu. Dwie godziny są już całkiem w porządku również dlatego, że tym razem problemów technicznych nie było już właściwie w ogóle: od razu połączyliśmy się Discordem, więc fonia była ogarnięta.

     Nasze spotkanie zaczęło się u Elmara Barthena, który w zeszłym tygodniu stał się drużynowym questgiverem. Ponieważ zapadał wieczór, Barthen udzielił chłopcom ważnych rad noclegowych: omijać "Śpiącego giganta", gdzie zawsze pełno jest od agresywnych gangerów z Czerwonych Płaszczy, zakotwiczyć w Stonehill Inn przy głównym placu miasta, gdzie czerwonych łobuzów zazwyczaj nie ma. Drużyna tak też zrobiła. Po solidnej piwnej libacji połączonej z zasięganiem informacji o panującej tu bandzie i długich targach, kto nie będzie musiał spać z Ard Beorem (kampania hejtu siana przez Aelara zbierała już pewne żniwo), wszyscy poszli spać.

     O dziwo, nikt ich nie okradł.

     Następnego dnia drużyna ruszyła z powrotem na miejsce wczorajszego starcia z czterema goblinami. Nic tam się nie zmieniło, truchła koni i trzech gobosów nadal spokojnie się rozkładały. Znalezione wtedy przez Ard Beora ślady również nadal tam były. Trop podjął teraz grupowy ranger, czyli Illithor... i tym razem poszło mu całkiem nieźle. Dzięki niemu ominęli goblińskie wilcze doły i dotarli do wylotu jaskini, która stanowiła najwyraźniej bazę agresywnych zielonoskórych. Udało im się zaskoczyć dwuosobową czujkę, która została zmasakrowana przez Grogha Dybuka (półork Brachu przypomniał sobie, jak się nazywa) et consortes.

     Zaczęła się eksploracja pieczary.

     Od razu na początku drużyna spotkała grupę przykutych do ścian wilków, obłaskawiła je jednak rzucając im świeże, goblińskie mięso. Ten sukces tak wbił w zadowolenie Grogha, że ten zaczął przeć do przodu kamiennymi korytarzami, zostawiając z tyłu resztę awanturników. Ten blitzkrieg doprowadził go do odnogi dosłownie wypełnionej zielonymi przeciwnikami: pięciu goblinów z goblińskim szefem czekało na okazję do bitki.

     Nie rozczarowali się.

     Starcie było epickie. Grogh położył trupem jednego przeciwnika, ale wkrótce sam zaczął być redukowany w swoich hitpointach i ostatecznie sam padł na bezlitośnie zimną skałę jaskini, walcząc o ustabilizowanie zdrowia. Aelar zaczął skakać i wymachiwać kończynami, ale gdy jeden z goblinów sięgnął go swoją krzywą szablą, odskoczył, zastąpiony przez drużynowego paladyna z aurą nietrafiania, czyli Bertolda. Ten zapewnił na chwilę status quo, gdyż nie trafiał ani on, ani gobliny. Gdy Bertold wreszcie przypomniał sobie, jak operuje się mieczem, walka się skończyła. Bilans: pięć goblińskich trupów, nieprzytomny Grogh, poważnie poraniony Aelar, przerażony gobliński dowódca, który wytaszczył skądś ludzkiego, nieprzytomnego zakładnika. Dowódca wyraźnie (no, mniej więcej wyraźnie) zaczął klarować, że jeśli drużyna nie pozwoli mu na ucieczkę, to on tego biedaka zarżnie.

     Goblin otrzymał od Aelara zapewnienie, że nic mu nie grozi i może wychodzić. No cóż...


     Kilkadziesiąt sekund i jedno kopnięcie później Yeemik (bo tak się zwał ten ufny gobliński bohater) już nie żył.

     Sesja była naprawdę super :) Roll20 zdobyło moje serce. Byle tak dalej!

Komentarze

  1. Grogho Dybuk nie z takich opersji wychodził.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skakanie, machanie kończynami i zabijanie gołymi rękoma goblinów nigdy nie było tak satysfakcjonujące. Chyba trzy trupy tam zaliczyłem :D a najbardziej zadowolony jestem z oszukania goblińskiego bossa :D Satysfakcjonujące było rozkwaszenie mu mordy ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty