Ości

     Zeszłotygodniowa sesja w kampanii Out of the Abyss zakończyła się wewnątrzdrużynową konfrontacją. Poleciały wyzwiska, poleciały zęby (wirtualne). Czym się zakończyła?

     Tygodniowa przerwa trochę spuściła chyba ciśnienie. Mercyfull, drużynowy półork łowca (2 lvl) co prawda rozważał jeszcze spuszczenie poharatanego Ragnara (elf - wojownik, 2 lvl) do przepaści Jedwabnych Dróg, ale trochę rozbroił go mentalnie Balistix (półelf - barbarzyńca, 1 lvl), który objął go znienacka apelując o spokój. Skończyło się na groźbach typu "trzy metry ode mnie, elfiku".

     Po tej drace, przez następny dzień i dwie noce nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Drużyna szła, czujnie wypatrując niebezpieczeństw (płynących spoza i od wewnątrz grupy).

     Na początku kolejnego, dziewiątego już dnia wędrówki dotarli do Mrocznego Jeziora, kompleksu częściowo zalanych jaskiń i korytarzy. Już wcześniej, pomimo drobnych obiekcji Jimjara uznali, że by skrócić sobie drogę, kupią łodzie w nieodległej osadzie kuo-toa, Sloobludopie (kocham i nienawidzę jednocześnie poetykę kuotoańskich nazw). Majątku mieli całkiem sporo, ciągle taszczyli ze sobą dwie zbroje płytowe orogów, klejnoty odnalezione w ruinach no i około 20 kilogramów grzybnej żywności, którą cały czas skrzętnie zbierali (mają niesamowitą wydajność).

     Szybko się przekonali, dlaczego Jimjar im odradzał ten kierunek.

     Po godzinnej wędrówce drogę zastąpiła im minifalanga ośmiu kuo-toa, dowodzona przez na pozór bezbronnego monitora tej grupy. Nie mówili we wspólnym, więc Ulthar (czarownik, 2 lvl) uciekł się do swych mrocznych sztuczek, by telepatycznie zapewnić wodza ryboludzi o braku złych intencji. Ten odwrzasnął telepatycznie "Krew dla Leemooggoogoona!" i rozpoczęła się rzeź.

     Drużyna miała tego pecha, że tym razem wylosował mi się szeroki korytarz, dzięki czemu kuo-toa mogli skorzystać ze swojej przewagi liczebnej. Nie zraziło ich powalenie jednego z nich czarami Ulthara, ich metodyczna szarża dopadła drużynę i zaczęła się brutalna rzeź. Napędzani religijnym ferworem ryboludzie nie zważali na swoje straty, powalając Balistixa, a prawdziwe kłopoty zaczęły się, gdy do tańca doskoczył monitor: jego trzy dopakowane elektrycznością ataki rzuciły na ziemię Ragnara, Jimjara, Zarana (niziołek - łotr, 1 lvl) i Balistixa (tak tak, ponownie, wcześniej powstał dzięki czarom Mercyfulla. Ostatecznie na nogach stali już tylko półork i Ulthar, gdy twardy kuo-toa wyzionął wreszcie ducha.



     W sumie to niesamowite, że po takiej jatce drużyna zdecydowała maszerować dalej ku rybomiastu. Godzinny odpoczynek i poturlane kości HP wbiły ich w dobry nastrój najwyraźniej. 

     Pół godziny później... nadziali się na kolejny oddział kuo-toa.

     Na szczęście ten był pokojowo nastawiony. Jego przywódca, arcykapłan Ploopploopeen wyjaśnił drużynie, że potrzebuje ich pomocy: tracił właśnie wpływy na rzecz nowego kultu, kultu Leemooggoogoona, na czele którego stała... jego własna córka Bloppblippodd. Wśród kuo-toa najwyraźniej więzy rodzinne nie były zbyt ważne, gdyż Ploopploopeen postanowił ją zabić, a pomóc w tym miała mu drużyna Czarny Staw. Jego szalony plan zakładał, że drużyna uda jeńców, których arcykapłan Morskiej Matki podaruje córce jako gest dobrej woli (prezent udany, gdyż Leemooggoogoon łaknął ciągle nowych ofiar).

     Drużyna się zgodziła.

     CDN

Komentarze

Popularne posty