Mroczne sprawki w Ostatniej Nadziei

 


     Dziś kolejny debiut! Dziś zawitaliśmy w Urth, świecie "Cienia Władcy Demonów" i było to spotkanie smaczne i dające nadzieje na więcej. Nie ostatnie nadzieje, mam nadzieję.

     Zagraliśmy w przygodę startową, tytułową dla tej notki. Uznałem, że wioskomiasteczko Ostatnia Nadzieja znajduje się na obrzeżach Mrocznego Lasu w Północnych Rubieżach. Świat spowija już cień Władcy Demonów: na niebie widać dziwne światła, niosące ze sobą oddziały mechanicznych najeźdźców. Ale jeszcze nie tutaj, tutaj to jedynie plotki. Ostatnia Nadzieja słyszy o tym czasem od przejeżdżających tu kupców, zatrzymujących się w gospodzie "Pod Rubasznym Rajcą". Główną atrakcją osady jest Świątynia Błogosławionego Palca, gdzie przechowywany jest paliczek ręki świętej Astrid, wielka relikwia Nowej Wiary.

     Moja drużyna składała się z jednego tubylca i dwóch przybyszów. Tubylcem jest goblin Pierd grany przez Carnisa, który po kilkuletniej służbie wojskowej (służył jako medyk) wrócił do rodzinnego siedliska, osierocony chyba w międzyczasie przez rodziców. Przybysze to T00l, mały automaton z miedzi i drewna grany przez Haczyka, który kilka miesięcy temu przybył tu uciekając przed swoim złowrogim goblińskim kreatorem (są podejrzenia, że T00l był jego seksualną zabawką - ma twarz lalki, a szczegóły złego traktowania przykrywa mu trauma); oraz Walter, o dziwo człowiek (Teluch), wyznawca wiedźmiarstwa.

     Pewnego wieczora nadziali się na nieznajomego wysmarowanego błotem i krwią, który wybiegał ze Świątyni Palca - nie znali go, co dziwne w tak małej mieścinie. Dowiedzieli się jedynie, że zaatakował go podobno kapłan Solomon, do którego przyszedł po radę duchową... gdy Edgar (tak miał na imię nieznajomy) zaczął się bronić, Solomon zmienił się w niekształtną bryłę błota! Gdy jednak nasz goblin zaczął się Edgara dopytywać, skąd krew na jego ubraniu, Edgar zbiegł, całkiem skutecznie zresztą.

     Zaczęło się krótkie dochodzenie.

     Drużyna udała się do miejskiego konstabla, który z miejsca z opisu rozpoznał owego Edgara, który przewodził grupie przyskrzynionych dwa dni temu agresywnych najemników. Edgar uciekł konstablowi (był w tym jak widać bardzo dobry) raniąc go wcześniej... stróż prawa wynajął więc moją trójkę do zbadania sprawy. Odnaleźć Edgara się nie udało, ale chłopcy odkryli ślady kogoś bardzo ubłoconego (odmieniec, jak słusznie skonkludowali), kto zwiał do lasu. Podążając tym tropem, drużyna dotarła do... obozu nekromanty.

     Ani nekromanty, ani odmieńca tam nie było, była za to ożywiona staruszka (łatwy pierwszy skalp) i kilka potężnych nekromantycznych inkantacji (kościane drzazgi!!). Były też kolejne ślady.

     Te tym razem doprowadziły ich do obozu zwierzoludzi, którzy właśnie przygotowali do upieczenia naszego nekromantę, syna marnotrawnego miejscowego burmistrza - Adelmara Clempa.

     Doszło do naprawdę epickiego starcia. Pierdowi udało się wyprowadzić w pole cztery fomory, które pomknęły gdzieś w nocną knieję. T00l bezskutecznie próbował zmasakrować pozostałych swoją procą, odciągając w tym czasie ich uwagę od skradającego się do ogniska Waltera. Ten plan nie wypalił - jeden fomor zauważył człowieka i skutecznie zaszarżował, pozostałe trzy zdezaktywowały biednego automatona i ruszyły mu pomóc. Było bardzo źle, Walter powoli umierał, zabijając wcześniej jednego z napastników kościanymi drzazgami. Wtedy jednak nadjechała kawaleria, w postaci powracającego Pierda. Goblin uwolnił smażącego się Adelmara, a ten wypalił kolejne kościane drzazgi, które zmiotły dwóch kozłoludów (i Waltera). Ostatnia koza uciekła.

     SUKCES! Cała trójeczka awansowała na pierwszy poziom, idąc ścieżkami kleryka wiedźmiarstwa (Walter), wojownika (T00l) i łotra (Pierd). Za chwilę dołączy do nich czwarty gracz, odmieńczyni parająca się magią...

Komentarze

Popularne posty