A Light in the Fog

 



     Ponad pół roku już minęło od poprzedniej sesji w kampanii "Goblin i spółka", która wtedy weszła na szlak cyklu "Abomination Vault". Drużyna dotarła wtedy do ruin dawnej siedziby Belcorry Haruvex, zasnutej mgłą twierdzy pośrodku bagien Fogfen. Drużynę tę nadal tworzyli:

  • Virion Drugi, czempion Caidena Caileana, grany przez Grega (1 lvl)
  • Kara, kapłanka Sarenrae grana przez Zigriina (1 lvl)
  • Ezren, mag grany przez Balistę (2 lvl)
  • Fumbus, gobliński alchemik grany przez Julka (2 lvl)
  • Valeros, wojownik grany przez Drzewca (1 lvl)
  • Merisiel, elfia łotrzyca grana przez Carnisa (2 lvl)
     Poprzednia sesja skończyła się na początku starcia Viriona i Ezrena z dwoma mitlflitami i jedną gigantyczną larwą muchy, więc dziś od razu rozpoczęło się od akcji. Nie była trudna. Ezren załatwił larwę swoją laską (!), a biedne gremliny eksterminowała cała drużyna, która już w drugiej rundzie wykonała reunion. No, prawie - jednemu niebieskiemu mitflitowi udało się zbiec... nie na długo. Biedak uciekł do sali tronowej swojego bossa, Skrawnga który nawet był skłonny do negocjacji... nie zdążył jednak ich zacząć. Drużyna przejechała przez niego i jego gwardię przybocznę (trzy następne mitflity i wielkiego solifugida) niczym walec. Trochę podtruty Valeros był największą ofiarą po naszej stronie.

     Zmierzchało już. Nasza dzielna szóstka miała teraz kilka drzwi do wyboru, wybrała najtrudniejsze - takie mocno przysypane gruzem. Fumbusowi od razu zaświeciły się oczy - miał bomby przecież! Detonacja usunęła gruzy, drzwi... z których wyskoczył wściekły gigantyczny skorpion. Pierwsze ciosy prawie powaliły małego goblina, następne niemal zabiły Karę (miażdżona przez wielkie szczypce kapłanka gorączkowo sama się leczyła, by przetrwać). Ostatecznie jednak et Hercules i skorpion padł. Trochę strachu jednak napędził.

     Najgorsze ich jednak dopiero czekało. Kolejnym punktem na checkliście drużyny stanowiła wieża, jedyny nie zerodowany element twierdzy. To z jej szczytu dobywało się tajemnicze, złowieszcze światło. Jej środek nie zwiastował zagrożenia - wszędzie pusto, tylko plama krwi na parterze. Ale to właśnie ta plama była problemem. Okazała się ona być krwawym echem śmierci samej Belcorry prawie pięćset lat wcześniej. Plama podniosła się w krwawą rekreację jej postaci, powalając Fumbusa. Na szczęście, miała słabą inicjatywę - zanim zajęła się resztą, reszta zajęła się nią. Kara uratowała konającego goblina.

     Było ekstra <3

Komentarze

Popularne posty