Velkynvelve

     Roll20 po raz trzeci u mnie, choć i po raz pierwszy. Z jednej strony, miałem dziś trzecią sesję w tych cyfrowych okolicznościach przyrody, z drugiej: ruszyła nowa kampania, z zupełnie inną drużyną, tym razem lokalną, chodzieską. Pisałem już kiedyś, że moi gracze byli wobec roll20 sceptyczni... mam nadzieję, że sceptycyzm im minął (poza jednym, pechowym przypadkiem :( ).

     Jeden z moich graczy z pewnością pozostał sceptyczny, gdyż pomimo wielu wysiłków... nie udało mu się połączyć :( Najpierw nieugięty był roll20, potem ciągle wyrzucało go z TeamSpeaka... To była najważniejsza skaza tej sesji. Zbączysław pozostał BeeNem.

     Tym razem poszedłem w firmową kampanię, "Out of the Abyss". Zaciekawił mnie punkt startowy: drużyna formuje się w celi (wypełnionej innymi bohaterami niezależnymi zresztą) w podziemnej placówce drowów, Velkynvelve. To początek naprawdę ciekawy: nie dość tego, że drużyna znalazła się w podziemnym środowisku, którego dotąd jeszcze nie eksplorowaliśmy (Underdark z całą tą swoją rozwiniętą fauną), to jeszcze jest uwięziona, bez jakichkolwiek sprzętów przy sobie (no, prawie). Poza nieszczęsnym Zbączysławem (ludzkim łowcą), w drużynie byli:

  • Aidan, półelfi łotr, brutalny, cyniczny rozbójnik kochający pieniądze i siebie
  • Balista, człowiek wychowany przez wilki; nauczyły go praworządności, honoru i przekonania, że prokreacja jest kluczem do zachowania gatunku... i że najważniejszym prawem jest siła; później próbował swych sił jako gajowy, ale ostatecznie uznał, że to paladyński fach da mu możliwość wyładowywania swojej agresji
  • Carnis, specyficzny krasnoludzki kapłan który od czasu do czasu bawił się w wymuszenia, mieszanina brawury i strachu
  • Mercyfull, półork łowca (szczegóły jeszcze do dogrania niestety)
  • Ragnar, elf wysoki wierzący w wyższe dobro i altruizm, spalany wewnętrznie żądzą zemsty na wrogu, który kiedyś go ośmieszył
  • Ulthar, człowiek czarownik; ukrywa przed drużyną fakt, że w istocie jest kultystą Gha`Ov Ynna, przedwiecznego, okrutnego boga pragnącego zniszczenia na Faerunie całego królestwa zwierząt (ewentualnie poza członkami kultu)
     Ragnar trochę nie pasuje do tej zgrai degeneratów...

Ulthar
     Tak się jednak złożyło, że drowy rządzące w Velkynvelve utworzyły z nich jedną z trzech brygad roboczych o nazwie Czarny Staw, co jakoś tam zbliżyło do siebie tę patologiczną grupę (dwie pozostałe brygady były mniejsze, Szybujący W Mroku i Zbłąkany Sztylet, składały się z enpeców). Sesję rozpoczął opis snu Ulthara, w którym  ścianom jaskini nagle wyrosły macki, które zaczęły czarownika rozrywać na strzępy. Być może to przekonało go, że z wyrwaniem się z celi nie ma co czekać.

     W grocie więziennej było tłoczno. Postanowiłem, że w momencie rozpoczęcia przygody brygada Zbłąkany Sztylet będzie gdzieś na zewnątrz, ale i tak pozostawiło to w środku siedmiu członków Szybującego W Mroku: Bupidda (elokwentnego derro), Stoola (przerażonego mykonida), Ronta (wielkiego orka z kłopotami w dziedzinie stosunków między...gatunkowych), Eldeth Feldrun (krasnoludzką wojowniczkę), Turvyego (podziemnego gnoma, który potrafił jedynie mrocznie mamrotać), Topsyego (jego brata, który tłumaczył jego mamrotania) i Jimjara (jeszcze jednego gnoma, z wyraźną słabością do hazardu). Przy okazji, zapomniałem, że by the book wszyscy są skuci... więc nie byli skuci. W mojej wersji Velkynvelve najwyraźniej drowy były zdecydowanie pewniejsze siebie.

     Chłopcy postanowili nie czekać na powrót więźniów ze Zbłąkanego Sztyletu. Bupiddo wyraźnie sugerował, że zbliża się czas transportu więźniów do Menzoberranzan (i co najmniej część z nich zostanie poświęcona tam na ołtarzach Lolth). To, w połączeniu z dziwnym snem Ulthara, sprawiło, że próba ucieczki zaczęła się od razu (no, prawie od razu: pierwszym w historii tej drużyny działaniem była próba (nieudana) wymuszenia na Jimjarze pieniędzy przez Mercyfulla; wiele to mówi o tej bandzie :D ).

Balista
     Balista zaczął wyć niczym wilk (ostatecznie one go wychowały). W tym momencie zdarzyły się dwie rzeczy: gnom Topsy zaczął mieć dziwne tiki na twarzy i ostatecznie upadł na podłogę w dziwnych drgawkach (błyskawicznie zajął się nim Turvy); po drugie jeden z drowów z pobliskiej wieży strażniczej (w istocie ogromnego stalaktytu) zainteresował się dziwnym zachowaniem paladyna. Mroczny elf podszedł do kraty (miał na imię Balok, jakby kogokolwiek to obchodziło)... i Balista nagle spróbował go chwycić.

     Nie udało mu się.

     Strażnik z uśmiechem dobył kuszy i kazał wszystkim położyć się na ziemi. Balista odbiegł na czworakach w głąb jaskini, więc drowy postanowiły ukarać go środkami bezpośrednimi, jeden ustawił się w wejściu, ubezpieczając kolegę (o ile drowy takowych mają) kuszą, natomiast Balok wszedł do środka, by własnoręcznie ukarać krnąbrnego paladyna.

Aidan
     Brutalna szamotanina która się wtedy wywiązała miała wielu bohaterów. Zbączysława, który został tak brutalnie poraniony, że legł nieprzytomny. Carnisa, który próbował przewrócić Baloka i za drugim razem nawet mu się udało (za pierwszym uderzył w ścianę i po odwetowym ciosie elfa został mu... 1 hp). Mercyfulla, który zdołał zarżnąć krzemiennym nożem (wydębił go wcześniej od Jimjara) powalonego drowa. Eldeth, która ściągnęła na siebie ciosy drugiego z drowów. Aidana, który zdołał go zabić znalezionym wcześniej zardzewiałym prętem...

     Wszystko i tak wyglądało na beznadziejną sprawę, gdy do walki wszedł trzeci ze strażników, Guldor. Ten był wojownikiem elitarnym o liczbie punktów wytrzymałości niewiele mniejszej, niż cała drużyna razem. Stał na platformie z pajęczego drzewa i drwił z kolejnych ciosów Eldeth, Aidana czy czarów Ulthara. Zgubiła go dopiero... drowia kusza. Trucizna na wystrzelonym z niej bełcie sparaliżowała elitarnego wroga, który spadł w pajęczyny rozciągające się w niższej partii Velkynvelve.

     To nie był koniec kłopotów.

     Tuż przed trafieniem bełtem, Guldor zdążył krzyknąć o pomoc. Wybiegające z pobliskiej groty quaggothy przekonały drużynę, że nic tu po nich. wszyscy wbiegli do stalaktytu strażniczego, a most linowy przecięli nowozdobytymi elfimi mieczami. W ten sposób zyskali moment oddechu i mogli zająć się lootem (w komnacie strażniczej było bowiem sporo prostej broni).

     Już nie byli bezbronni.

     Na tym się skończyło. Liczę na ciąg dalszy. Było super :)


Komentarze

Popularne posty